Pielęgniarki z Mielca twierdzą, że są poniżane, obrażane, kierowane do pracy, której wykonywać nie powinny. Wiele z nich podobno zmieniło przez to miejsce pracy, wiele poszło na zwolnienia lekarskie. Żadnych konkretnych sytuacji pielęgniarki nie chciały jednak przedstawić.
Próbowaliśmy się skontaktować z pielęgniarką oddziałową. Niestety, nie udało się. Wiemy jedynie, że oddziałowa tłumaczyła swoje działania jako egzekwowanie wykonywania obowiązków. I to jest główny problem ujawnienia mobbingu. Linia między jego stosowaniem a zarządzaniem jest bardzo cienka.
- Znamy sprawę od dwóch lat, czyli od momentu, gdy zaczęła się nasza kadencja w zarządzie - mówi Jolanta Dul, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych z mieleckiego szpitala.
Więcej związki nie chcą powiedzieć. Sprawa toczy się przed rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej działającym przy Ogólnopolskiej Izbie Pielęgniarek i Położnych w Rzeszowie.
- Sprawa jest w toku, strony są słuchane - mówi Anita Drążek, przewodnicząca rzeszowskiego oddziału OIPiP. - Zależało mi na tym, żeby w sprawę włączyć niezależnego mediatora, który negocjowałby porozumienie ze stronami. Na to jednak muszą zgodzić się obie strony, a takiej zgody na dzień dzisiejszy nie ma - dodaje.
Sprawy dotyczące mobbingu trwają długo, nie tylko dlatego, że są trudne. W mieleckiej do wysłuchania jest ponad 20 osób.
- Zależy nam na tym, żeby sprawa została wyjaśniona jak najlepiej i jak najszybciej - zapewnia Ewa Korpanty, pełniąca obowiązki dyrektora szpitala powiatowego w Mielcu. - Wiem, że Państwowa Inspekcja Pracy ma przeprowadzić kontrolę. To dobrze, bo do tej pory szpital nie miał procedur antymobbingowych - dodaje.
PIP nie powiedziała, czy i kiedy kontrolę przeprowadzi. Zgodnie z prawem może to zrobić w każdej chwili.