Przemysław Maciejowski weterynarz, który operował zwierzę mówi: z takim bestialstwem jeszcze się nie spotkałem.
- Pierwszy strzał, musiał kota ogłuszyć, a potem ta osoba strzelała mu raz za razem w głowę za każdym razem przeładowując broń. To cud, że kot przeżył. Jest w ciężkim stanie, ale jest szansa, że z niego wyjdzie.
Weterynarz zwraca uwagę, że od kiedy ułatwiono dostęp do broni pneumatycznej, do jego gabinetu trafia co roku ok. 15 postrzelonych zwierząt.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Źródło: RMF24.pl