Mogło być ich dwa razy więcej. Antyjedenastka 29. kolejki Ekstraklasy
W minionej kolejce padły tak wysokie wyniki, a zawodnicy popełniali tak rażące błędy, że bez problemu moglibyśmy stworzyć co najmniej dwie antyjedenastki. Wybór padł jednak na tych gagatków, którzy z grą w piłkę ostatnio raczej nie mieli wiele wspólnego. Obowiązkowo na liście znajdzie się więc bramkarz Wisły Płock (choć tym razem inny!), obrońcy z Trójmiasta, żelazny środek pola Pogoni Szczecin i skrzydłowi wzięci z orlika. Oto Antyjedenastka 29. kolejki PKO Ekstraklasy.
Krzysztof Kamiński (Wisła Płock)
Wszystko pięknie, do momentu, w którym Płacheta zdecydował się na strzał wolejem z pierwszej piłki. Futbolówka odbiła się po drodze dwa razy od ziemi i dopiero zatrzepotała w siatce. Kamiński poszedł w ciemno, w lewy róg swojej bramki. Wystarczyło twardo stać na nogach i po prostu złapać piłkę. Płocczanie znów tracą punkty przez golkipera.
Benedikt Zech (Pogoń Szczecin)
Gytkjaer miał ułatwione zadanie w meczu z Pogonią, bo odklejał się od Zecha notorycznie. Obrońca natomiast nie kwapił się, by załatać tę dziurę i pozwalał Duńczykowi na dużą swobodę. Z drugiej strony trudno go winić, skoro cały środek Pogoni wręcz nie istniał.
Mario Maloca (Lechia Gdańsk)
Zawinił przy pierwszym golu dla Cracovii, przy drugim sam postanwowił wykończyć dośrodkowanie rywala. Przy dwóch golach dla Pasów zanotował hat-tricka, bo stracił piłkę w newralgicznym punkcie boiska, skąd poszła kontra i ostatecznie padł gol na 1:3.
