W gospodarstwie domowym planowanie wydatków zaczyna się od najważniejszych punktów. Rachunki za mieszkanie, prąd, gaz czy telefon trzeba płacić regularnie, bo wjedzie ekipa i odetnie zasilanie. Komunikacja jest jak krwiobieg dla miasta. Bez niej trudno normalnie funkcjonować.
Budżet Krakowa na ten rok to w sumie ponad 8 mld zł. Skoro na komunikację zabrakło ponad 400 mln zł, to jest to około 5 procent budżetu. Nie uwzględniono w nim dużej części pieniędzy na kursy tramwajów i autobusów. Znalazły się jednak niemałe środki np. na life-stylową miejską telewizję Hello Kraków, która kosztuje miliony, a zasłynęła z tego, że mało kto ją ogląda. To tak, jakbyśmy w miesięcznych planach pominęli część opłat za prąd, ale zarezerwowali pieniądze na szampańską zabawę.
Radni zaakceptowali ten wydatek. Złożyli też mnóstwo poprawek, ale jakby zapomnieli o komunikacji. Przepychali zadania w swoich okręgach – tam, gdzie ich wybrano. Nic dziwnego, bo już niedługo staną do walki o głosy swego elektoratu. Miasto zapłaci za nie ok. 160 mln zł. To nie znaczy, że to ekstrawagancja, bo większość jest pewnie uzasadniona i bardzo ważna dla mieszkańców.
Godząc się na poprawki prezydent policzył głosy, i by mieć pewność, że jego budżet zostanie przyjęty część ze zgłoszonych poprawek uwzględnił. Wiadomo. To polityka.
Na miejski i apolityczny transport pieniędzy zabrakło. Prezydent znalazł jednak proste rozwiązanie: niech się dołożą mieszkańcy i zapłacą o połowę więcej za bilet miesięczny niż płacili dotychczas.
Tylko jak w ten sposób miasto ma realizować cele wypisane na swoich sztandarach? Jednym z nich jest ograniczenie ruchu samochodowego w mieście na rzecz transportu publicznego. Mamy więc przesiąść się na autobusy, tramwaje i płacić za nie znacznie więcej lub wciąż tyle samo, ale korzystając z nich dramatycznie rzadziej.
Ostatecznie wciąż nie wiadomo co nas czeka, choć czasu na decyzje brak. Wybory za pasem więc radni na podwyżki się nie zgodzili. Poszłoby przecież w świat, że to z ich winy musimy w czasach kryzysu w domowym budżecie wyłuskać kolejne prawie 40 zł na bilet miesięczny.
Czy czeka nas zatem tłok i konieczność precyzyjnego, wręcz drobiazgowego planowania czasu? Przecież jeśli spóźnimy się na autobus to pół godziny w plecy albo więcej, bo żeby miastu udało się załatać dziurę w budżecie bez podwyżek to trzeba będzie radykalnie zmniejszyć liczbę kursów komunikacji publicznej.
Przydałby się w Krakowie szeryf, który w imieniu mieszkańców wkroczyłby do akcji i grożąc wyborczym coltem powiedział: „Nie wiem, jak to zrobicie, ale do marca kasa na tramwaje i autobusy ma się znaleźć. A jak nie, to przypomnimy sobie o was już za rok, może trochę więcej – podczas najbliższych wyborów”.
Sytuacja na rynku pracy w 2023 roku
