Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mroczna strona Krakowa

Redakcja
Amerykanie opowiadają o tym, jak w klubie przy ul. Szewskiej zostali skatowani przez osiłków ubranych na czarno. Lubili  przyjeżdżać do Krakowa, ale czy teraz tu wrócą?
Amerykanie opowiadają o tym, jak w klubie przy ul. Szewskiej zostali skatowani przez osiłków ubranych na czarno. Lubili przyjeżdżać do Krakowa, ale czy teraz tu wrócą? WOJCIECH MATUSIK, ANDRZEJ BANAŚ
W ciągu ostatniego tygodnia w Krakowie w dwóch różnych sprawach ofiarami przestępstwa zostali cudzoziemcy polskiego pochodzenia. Kate, stażystka w krakowskiej galerii sztuki, na stałe mieszkająca w Wielkiej Brytanii, została zamordowana w sobotę nad ranem. Michał, Krzysiek i Sebastian w czwartek 29 lipca zostali brutalnie pobici w krakowskim klubie "Hedonic". Obie sprawy badają policja i prokuratura. Podejrzany o zabicie młodej Angielki jest już w rękach śledczych. Poszukiwania sprawców pobicia Amerykanów trwają - pisze Marta Paluch.

Czytaj także: Morderstwo przy ul. Siewnej: zginęła, bo przegapiła przystanek?

Angielkę znaleziono martwą w rowie

Szczupła, nieśmiała brunetka z włosami do ramion, fascynowała się sztuką. Ci, którzy ją znali, płaczą, gdy o nią pytamy.

- Kasia była taka ambitna, lubiła przychodzić do pracy. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało - nie może ukryć łez pani Lidia, szefowa jej stażu w Muzeum Narodowym w Krakowie.

11 listopada 2010 roku. Kate pisze na blogu: "Jestem Katarzyna wielka, ha, ha. Studiuję historię i filozofię sztuki na uniwersytecie w Kent Cantenbury, na drugim roku. Kocham to, co robię". 21-latka jest córką Polaków, którzy na początku lat 80. wyemigrowali do Wielkiej Brytanii. Jej ojciec jest sprzedawcą we wschodnim Sussex (tak podaje brytyjski London Evening Standard).

Kate studiuje historię sztuki w Krakowie, ale tylko niecały rok (2009 r.). Na swoją prośbę zostaje skreślona z listy studentów. Potem trafia na studia (historia i filozofia sztuki) na uniwersytecie w Kent (Wielka Brytania).

- Wyjątkowo zdolna i lubiana. Miała też prawdziwy dar do dziennikarstwa - wspomina jeden z wykładowców szkoły, dr Grant Pooke.

W ciągu ostatnich kilku lat Kate kursuje między Polską a Wielką Brytanią, gdzie mieszka na stałe. W Polsce ma wielu przyjaciół.

To właśnie z nimi spędza noc z piątku 29 lipca na sobotę. Bawią się w mieszkaniu jednego z nich w okolicach teatru Bagatela. W sobotę nad ranem dziewczyna wychodzi z imprezy.

Idzie na przystanek nocnego autobusu 610.

- Przyjaciele chcieli ją odwieźć, ale nie skorzystała - mówi jeden ze śledczych.

Chciała dotrzeć na os. Mozarta, strzeżone dzień i noc przez ochronę, wysokie parkany i szlabany. Mieszkania użyczał jej krewny spod Krakowa. Miał się nią opiekować.

Nie dotarła. Została zamordowana pół kilometra od domu, przy ul. Siewnej. To ciemna, zarośnięta krzakami ulica. Ludzie mieszkający w pobliżu, słyszeli hałasy tej nocy.

- To było po 4 nad ranem, przeraźliwy kobiecy krzyk - mówi pan Franciszek. Obudził się wtedy. - Ale to było tylko raz i nie powtórzyło się, więc znowu poszedłem spać - dodaje mężczyzna.

Mniej więcej wtedy dochodzi do scysji między dziewczyną a kierowcą nocnego autobusu.

W sobotę, około godz. 5 nad ranem, przechodząca tamtędy kobieta zauważa zwłoki. Leżą w rowie przy nasypie kolejowym. Pełno w nim wody i śmieci, które wyrzucają pasażerowie z pociągów jadących pobliskim nasypem. Dziewczyna ma zakrwawioną twarz, trudno rozpoznać rysy. Jest ubrana. Ma przy sobie torebkę, drogie słuchawki do mp 3, karty bankowe. To wskazuje, że nikt jej nie okradł ani nie zgwałcił.

Przerażona tym, co zobaczyła, kobieta dzwoni na policję.

Ulica zostaje zamknięta, przy policyjnej taśmie gromadzą się gapie.

Jednym z nich jest 30-letni Rafał G. - Zachowywał się podejrzanie. Kręcił się, zaglądał, potem przyszedł jeszcze raz - opowiada jeden ze śledczych.

Policjanci go zatrzymują. Szybko jednak okazuje się, że to nie on jest zabójcą. Wychodzi na wolność.

W tym samym czasie chłopak Kate bezskutecznie próbuje się dodzwonić do swojej dziewczyny. Jest zaniepokojony.

Policjanci przesłuchują przyjaciół, z którymi dziewczyna bawiła się zeszłej nocy. - Każdy z nich miał jednak alibi. Ostatni raz widzieli ją, gdy wychodziła z imprezy - mówi śledczy.

Do Polski przyjeżdża ojciec zamordowanej dziewczyny. Zeznaje. Okazuje się, że dziewczyna nie miała żadnych wrogów. Wszyscy pamiętają ją jako sympatyczną i mało konfliktową.

Śledczy próbują odgadnąć, co się działo z Kate w drodze do domu. Przesłuchują mieszkańców bloków, których balkony wychodzą na miejsce zbrodni. Nic konkretnego jednak nie udaje się im dowiedzieć.

Analizują też trasy tramwajów, a szczególnie nocnych autobusów. Ich uwagę przykuwa Mirosław Ł., kierowca nocnego autobusu. Strzał w dziesiątkę.

Śledztwo trwa zaledwie kilka dni, kiedy w środę 3 sierpnia udaje się go zatrzymać w Skarżysku-Kamiennej. Dostaje zarzut zabójstwa.

Amerykanie: bici, kopani, poniewierani

Marek i Kamil długo nie zapomną tej imprezy. To miała być ich ostatnia przed końcem urlopu, który spędzali w Krakowie. Dwaj Amerykanie polskiego pochodzenia, mieszkający w okolicach Nowego Jorku, lubili się bawić w naszym mieście. Do czasu gdy w klubie w samym centrum miasta zostali dotkliwie pobici.

Czwartek 28 lipca, północ.

- Weszliśmy do klubu "Hedonic" przy Szewskiej. Byłem z Kamilem, Sebastianem i dwiema koleżankami. Z wejściem nie było problemu, nie byliśmy pijani - opowiada Marek.

Podczas tańca Kamil przypadkiem potrącił dziewczynę na parkiecie.

- Była pijana, zaczęła krzyczeć - "Myślisz, że kim ty jesteś?" i tak dalej. A przecież nic jej się nie stało. Odeszliśmy, pomyśleliśmy, że nie ma sensu się przejmować - opowiadają.

Marek poszedł do baru, a Kamil został z dziewczynami na parkiecie. Było około godz. 2 w nocy.

- Nagle widzę, że przy Kamilu stoi dwóch chłopaków, chyba ochroniarzy, bo mieli takie same czarne stroje i byli napakowani. Coś do niego mówią i nagle jeden z nich uderza go w twarz - relacjonuje Marek.

- Wytrącił mu kufel z ręki, bił go - przypomina sobie Weronika, jedna z koleżanek. Chłopcy pomyśleli, że dziewczyna z parkietu to jakaś znajoma tych osiłków i że im się poskarżyła.

- Zaczęli mnie bić pięściami. Nie wiedziałem o co chodzi - relacjonuje Kamil.

Marek podbiegł do nich, próbował ich rozdzielić. - Powiedziałem: spokojnie, dajcie nam wyjść, nie wiemy co się stało, przepraszamy. Wtedy jeden z tych mężczyzn i mnie walnął w twarz - opowiada Marek.

  • Było ich co najmniej sześciu - dodaje Weronika.

Chłopcy opowiadają jak byli bici, kopani, choć wyraźnie mówili, że chcą wyjść.
Kamila kopali w głowę, Sebastiana zrzucili ze schodów.

- Nie wiedzieliśmy już co się dzieje, miałem oczy otwarte, ale ciemno przed oczami - opowiada Marek.

Gdy wydostali się w końcu na ulicę Szewską, "egzekucja" trwała dalej.

- Wyszli za nami, dalej bili. Widać, że to im sprawiało przyjemność - mówi Kamil.

Markowi w głowie się nie mieści, że takie rzeczy mogą się dziać w klubie leżącym w centrum europejskiego miasta, które żyje z turystów.
- Wielu ludzi to widziało, ale nikt nam nie pomógł, ani w klubie, ani na ulicy - dziwią się Amerykanie.

Marek ma złamany nos. Oko Kamila jest krwawo podbiegnięte. Na twarzach i ciele mocne siniaki.

Poszli na policję.

- Pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Kraków-Śródmieście Zachód wszczęliśmy śledztwo w sprawie pobicia - mówi Katarzyna Padło z biura prasowego małopolskiej policji.

Mundurowi zabezpieczyli nagrania z monitoringu z ul. Szewskiej, mają też wystąpić do właścicieli klubu o monitoring pomieszczeń "Hedonic".

Jak ustaliła policja, w czerwcu do klubu Hedonic było już jedno wezwanie.

- Chodziło o naruszenie nietykalności cielesnej jednej z klientek przez mężczyznę w klubie. Nie wiemy, czy był klientem czy pracownikiem, bo potem nie potrafiła go wskazać. Wcześniej między nimi doszło do awantury - mówi Katarzyna Padło.

Właściciele "Hedonic" (proszą, by nie podawać ich nazwisk) twierdzą, że o bójce, o której opowiadają Amerykanie, nic nie wiedzą. - A pracowałem tej nocy - mówi jeden z nich. Zaprzeczają też, jakoby w ich klubie pracowali ochroniarze opisywani przez pobitych turystów. - W dni powszednie mamy selekcjonera na bramce i jednego ochroniarza na sali. Nie są jednak ubrani na czarno - podkreśla właściciel.

Deklarują, że od kiedy przejęli klub - trzy miesiące temu, dbają o bezpieczeństwo gości. - Może turyści pomylili kluby? - sugerują.

- Nie pomyliliśmy. Trudno nam też uwierzyć, że sześciu gości było tak samo ubranych - mówi Marek. - Chcemy zawiadomić media, żeby takie rzeczy nigdy się nie powtórzyły. Lubimy przyjeżdżać do Polski i szkoda, że tacy bandyci grasują tu bezkarnie - kwituje.

Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!

Kochasz góry?**Wybierz najlepsze schronisko Małopolski**

Urządź się w Krakowie!**Zobacz, jak to zrobić!**

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail

Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska