Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na miejscu katastrofy zdjęcie stewardesy leżało w błocie

Wiesław Pierzchała
Na miejscu katastrofy bez trudu można znaleźć m.in. banknoty i fragmenty obuwia
Na miejscu katastrofy bez trudu można znaleźć m.in. banknoty i fragmenty obuwia archiwum
Zdjęcia, dokumenty, klisze filmowe, pomięte polskie banknoty, fragment buta i rękawa koszuli ze spinką znaleźli uczestnicy wycieczki z woj. łódzkiego, którzy wybrali się do Katynia i Smoleńska, by oddać hołd ofiarom katastrofy prezydenckiego tupolewa. - To był szok. W końcu to osobiste rzeczy tragicznie zmarłych. Największe wrażenie zrobiło paszportowe zdjęcie jednej ze stewardes - powiada jeden z uczestników wycieczki.

Na wycieczkę do Katynia pojechało 50 osób, m.in. studenci, uczniowie kilku podstawówek i szkół średnich z Łowicza, Łodzi i pobliskiego Głowna. 2 maja wybrali się też zobaczyć miejsce katastrofy lotniczej. To, co zobaczyli, przeraziło ich. - Teren katastrofy nie był zabezpieczony, każdy mógł tam wejść. Na ziemi leżało wiele przedmiotów należących do pasażerów - opowiadają uczestnicy wyprawy. - Widzieliśmy też jakichś ludzi, którzy z wyładowanymi torbami opuszczali rejon katastrofy. Staliśmy jak porażeni. Zrobiliśmy zdjęcia i w ciszy opuściliśmy miejsce katastrofy.

Pod prostym krzyżem skleconych z połamanych brzóz wycieczkowicze zapalili znicze. Po krótkiej naradzie zabrali część zabłoconych przedmiotów. Jak mówią, przywieźli je do Polski, aby oddać rodzinom ofiar. Wśród rzeczy jest m.in. fragment koszuli z charakterystyczną spinką i zdjęcie do paszportu 29-letniej stewardesy Barbary Maciejczyk.

Uczestnicy wycieczki zaalarmowali m.in. ambasadę Polski w Moskwie. Wczoraj otrzymali od niej zapewnienie, że miejsce upadku tupolewa zostało należycie zabezpieczone, a wszystkie znalezione przedmioty zostaną przekazane rodzinom ofiar. - O tym, co zastaliśmy pod Smoleńskiem, poinformowaliśmy także Kancelarię Prezydenta RP, biuro rzecznika rządu i Ministerstwo Sprawiedliwości - mówi uczestniczka pielgrzymki Iwona Waśkiewicz, komendant hufca ZHP w Głownie.

Co w tej sprawie zrobiły nasze służby dyplomatyczne? - Zwróciliśmy się do władz obwodu smoleńskiego, aby lepiej zabezpieczyły miejsce katastrofy - mówi Piotr Paszkowski, rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie. - Pamiętajmy, że rejon katastrofy prezydenckiego tupolewa to kilkanaście hektarów i jego całkowite zabezpieczenie poprzez ogrodzenie jest niemożliwe. Takie są fakty i nie jest to kwestia złej czy dobrej woli władz obwodu smoleńskiego.

Przedmioty należące do ofiar tragedii pojawiły się zapewne dlatego, że ostatnio nad Smoleńskiem przeszły ulewne deszcze i woda wypłukała z ziemi te przedmioty. Poprosiliśmy miejscowe władze, aby znajdowane rzeczy ofiar przekazały do naszych placówek dyplomatycznych.

Osobiste rzeczy odnajdowane na miejscu katastrofy trzeba w umiejętny sposób przekazać rodzinom ofiar. Nie ma co do tego wątpliwości Anna Miżowska, łódzka psycholog.

- Przedmioty znalezione na miejscu katastrofy mogą wywołać w rodzinach ofiar takie same emocje, jakich doświadczyli, gdy dowiedzieli się o wypadku - mówi. Zmarłych już pochowano, ludzie zaczęli układać sobie życie na nowo i niespodziewanie dramatyczne wspomnienia tragedii do nich wrócą. To może wywołać wstrząs. Miżowska dodaje, że harcerzami, którzy znaleźli przedmioty, powinien szybko zaopiekować się psycholog. - Takie wydarzenie może odbić się na ich psychice. Może wywołać niepokoje i lęki egzystencjalne. Poza tym harcerze mogli widzieć coś, o czym jeszcze nie wiemy. Dlatego opieka psychologa jest niezbędna - przekonuje.

Minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, który dowiedział się o znalezisku harcerzy, poprosił wczoraj prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta i naczelnego prokuratora wojskowego płk. Krzysztofa Parulskiego, by podczas ich środowej wizyty w Moskwie poruszyli tę kwestię w rozmowie z Rosjanami. Poprosił, żeby podczas wizyty w Moskwie zwrócili się o ponowne przeszukanie i zabezpieczenie miejsca katastrofy pod Smoleńskiem. Dodał, że na miejscu katastrofy trzeba podjąć natychmiastowe działania, bo "tego wymaga szacunek wobec naszych zmarłych".

- Sam byłem na miejscu zdarzenia, wiem, jaki to jest teren, to teren podmokły. (...) Wiemy także, że nie w ostatnich dniach, ale troszeczkę wcześniej, udało się trochę ten teren osuszyć i pewno - w związku z tym - okazało się, że w tych miejscach, gdzie pewnie stała woda - taki mamy sygnał - pewne rzeczy pozostały. To wymaga ponownego przeszukania tego terenu i zabezpieczenia przez stronę rosyjską - powiedział Kwiatkowski w TVN 24.

Źródło: TVN24, PAP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska