Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najsłynniejsze miejskie legendy w Polsce: od czarnej wołgi do zatrutych cukierków

Anna Gronczewska
Czarna wołga jeździła ulicami wielu polskich miast i podobno porywała dzieci. Pojawienie się takiego auta, budziło postrach pociech i ich rodziców
Czarna wołga jeździła ulicami wielu polskich miast i podobno porywała dzieci. Pojawienie się takiego auta, budziło postrach pociech i ich rodziców Wikipedia
Kiedyś straszono czarną wołgą. Z czasem stała się ona czarną karetką. Pojawiały się pogłoski o zatrutej gumie do żucia czy cukierkach...

Tak naprawdę trudno określić, kiedy zrodziła się legenda miejska. Mówi się, że ten termin wymyślił w 1968 roku amerykański folkrorysta Richard Dorson. Ale takie opowieści istniały znacznie wcześniej. Wszystko zaczęło się na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku. Wówczas to ówczesne władze polskie rozpowiadały plotkę o stonce ziemniaczanej zrzuconej na polskie pola z amerykańskich samolotów. Wtedy jednak tej sprawy nie traktowano jako legendy miejskiej.

- Od dwóch lat prowadzi się w Polsce walkę ze stonką ziemniaczaną, którą wywiad amerykański przerzucił na nasze tereny dla zniszczenia pól kartoflanych i wywołania trudności aprowizacyjnych - napisano w tajnym piśmie, które Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego skierowało do szefów wojewódzkich i powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego. - W roku 1951 stwierdzono ponad 26000 ognisk stonki tj. dwukrotnie więcej niż w zeszłym roku. Stonka rozprzestrzenia się na nowe województwa i powiaty. Nie opanowanie stonki spowoduje ogromne straty dla kraju. Zwalczanie stonki jest możliwe. Wymaga ono jednak poważnej mobilizacji ludności i aparatu powiatowych i gminnych Rad Narodowych.

Tajna komunistyczna kolej

Potem nasi rodacy zaczęli opowiadać o tajnej kolei dla komunistycznych notabli, która miała być zbudowana pod Pałacem Kultury i Nauki. Natomiast we Wrocławiu miało istnieć poniemieckie metro.

Czym więc jest tak naprawdę miejska legenda? Według Richarda Dorsona, twórcy tego terminu, to fałszywe opowiastki, które noszą znamiona prawdy. I krążą po zurbanizowanym świecie.

Taka opowiastka ma pozory prawdziwej informacji. Czasem nawet rozpowszechniana jest przez media, a ostatnio najczęściej przez Internet. Zwykle tworzy ją jakaś anonimowa osoba. Najczęściej znajomy znajomego. A taka legenda staje się szybko tematem ożywionych dyskusji różnych ludzi. Dotyczy zwykle zdrowia, bezpieczeństwa. Zawiera też nutę tajemniczości. Wielu osobom zależy, by nie dotrzeć do prawdy o niej.

Ale chyba najsłynniejszą polską legendą miejską stała się czarna wołga. Zaczęła jeździć po naszych ulicach w połowie lat 70. Jeździli nią Niemcy z RFN. By wzbudzić zaufanie, przebrani byli za zakonnice, księży. Zatrzymywali się przy idących ulicą dzieciach i wciągali je do samochodu... W większości opowieści czarna wołga miała na szybach firanki. Z porwanych dzieci miano wysysać krew, a ich zwłoki porzucano na śmietniku. Krew miała być przeznaczona dla niemieckich bogaczy. Przewożono je przez granicę w samochodowych oponach, które miały biały kolor...

To pewnie tylko jedna z wersji legend o czarnej wołdze. W każdym polskim mieście podawano ją z innymi szczegółami. Niekiedy zakonnicę i księży zastępowali pracownicy SB, Żydzi. Nie zmieniał się tylko samochód oraz to, że w plotkę tę wierzyły nie tylko dzieci, ale również dorośli.

Sławomir Nowicki, 50-letni mechanik samochodowy z Łodzi, nigdy nie zapomni legendy o czarnej wołdze. Kiedy ta plotka ogarnęła jego osiedle miał 11 lat, ale mocno wierzył, że dzieci są porywane.

- Moja koleżanka opowiadała, że na naszym osiedlu pojawiła się taka wołga, a mieszkałem wtedy przy ulicy Szpitalnej na Widzewie - wspomina Sławomir Nowicki. - Najpierw jeździła bardzo wolno, a potem zatrzymała się i koleżanka widziała nawet, jak ksiądz z zakonnicą wciągali dziewczynkę do samochodu. Potem wołga szybko odjechała. Po tej opowieści bałem się sam wyjść na ulicę, a jak już wyszedłem, to ciągle oglądałem się za siebie...

Mariola Czerwińska, 48-letnia ekonomistka z Łodzi, wspomina, że o czarnej wołdze rozmawiano nawet na religii, która odbywała się jeszcze wtedy przy kościele.

- Nigdy na lekcji nie było takiej ciszy jak wtedy, gdy dyskutowaliśmy o czarnej wołdze, a mieliśmy te 10-11 lat! - śmieje się dziś Mariola.

Pamięta też inną miejską legendę z tamtych czasów. Na koloniach letnich w Rydzynkach koło Tuszyna dzieci powtarzały sobie, że w trzydziestolecie Polski Ludowej Niemcy mają zabić 30 tysięcy polskich dzieci...

- Oczywiście Niemcy z zachodnich Niemiec! - dodaje. Kiedyś babcia Marioli zobaczyła na ulicy czarne auto. Nawet nie pamięta, czy była to wołga. Zaczęła zakrywać wnuczce oczy, by nie patrzyła na samochód.
Wszystko co czarne

Kilka lat temu plotkowano, że po polskich ulicach jeździ czarna karetka. W tych opowieściach czasem zamieniała się w busa, a nawet w czarne bmw. Jeździła po polskich wsiach, miasteczkach i porywała ludzi, by wyciąć im narządy do przeszczepów. Czarną karetkę widziano wcześniej w Czechach, krążyła po Wielkopolsce, widziano ją podobno koło Szczecina.

Dionizjusz Czubala, emerytowany profesor Uniwersytetu Śląskiego, znany folklorysta, specjalista od plotek i legend miejskich, tłumaczył nam, że powstają one z naszych lęków.

- Całym podścieliskiem tych makro plotek, czy jak niektórzy mówią, współczesnych mitów, jest właśnie lęk - wyjaśniał profesor Dionizjusz Czubala. - A boimy się różnych rzeczy, trudno nawet wszystkie wyliczyć. Boimy się polityków, grup dominujących, morderców, złodziei, chorób.

Profesor Czubala zauważał że legendy miejskie nie rodzą się bez przerwy. Ich powstawaniu sprzyjają wszelkie napięcia społeczne, kryzysy polityczne. W wakacje czasem inspirują je media, by ludzi zastraszyć, zaciekawić.

Zdaniem prof. Dionizjusza Czubali krążąca plotka o czarnej karetce porywającej ludzi, by pobrać od nich narządy na przeszczepy, wcześniej przewinęła się przez inne kraje, m.in. Czechy. Tam nawet powstała książka o czarnej sanitce...

Podobnie jest z innymi takimi legendami, mitami, ale nie tylko. Według profesora to nie przypadek, że akurat kilka takich miejskich plotek dotyczy przeszczepów narządów. Postęp medycyny sprawił, że transplantacja stała się powszechna. Brakuje tylko narządów do przeszczepów, więc ludzie boją się, że będą porywani i mordowani, by takie organy zdobyć.

- Ten wątek powraca w licznych miejskich plotkach, nie tylko w Polsce - mówił nam profesor Czubala. - Na przykład w krajach Ameryki Południowej krążyły opowieści o grupach mafijnych z USA, które porywały

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Najsłynniejsze miejskie legendy w Polsce: od czarnej wołgi do zatrutych cukierków - Dziennik Łódzki

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska