Na finale Pucharu Polski w 2018 roku obie strony były zgodne i środki pirotechniczne poszły w ruch nie raz, nie dwa. Pech - trafienia napastnika Legii nie widzieli jej kibice, którym w tak ważnym momencie czkawką odbiło się rozdymienie PGE Narodowego w swoje czerwone i zielone barwy. "Bez nas ten dzień nie wyglądałby tak samo" komunikowali kibice Legii.
Niektórym ultrasom zabrakło w drugiej połowie wyobraźni. W trakcie drugiej połowy meczu odpalili rakietnice (tak jak zresztą rok wcześniej). Jedna z nich spadła na murawę, druga dosięgła konstrukcji dachu, zaś trzecia trafiła w telebim. - Możemy przymknąć czasem oko na coś odpalonego, skoro ludzie uciekają nawet z więzień. Natomiast podczas spotkania było strzelanie nie wiadomo z czego w stronę kibiców, a na to przyzwolenia nie ma. Pięć czy sześć osób z sektora Arki strzelało w kierunku ludzi nie wiadomo z czego. Pewne granice zostały przekroczone. Na dachu też coś się tliło, mogło dojść do tragedii – mówił ówczesny prezes PZPN-u, Zbigniew Boniek.