Właściciele firm transportowych są przeciwni możliwości wprowadzenia niemieckiej minimalnej stawki godzinowej dla tych polskich kierowców, którzy jadą przez ten kraj, bo to groziłoby bankructwem wielu naszych firm. Twierdzą też, że rząd nic nie zrobił w sprawie ich kolejnego postulatu - kursów do Rosji. Ponadto domagają się kontroli zagranicznych przewoźników, których samochody przyjeżdżają do Polski. Na wczorajszym proteście się nie skończy, gdyż szefowie firm transportowych zapowiadają dalsze działania, jeśli rząd nie spełni ich postulatów.
Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych i jeden z organizatorów protestu, podkreślił w rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press, że niemiecka polityka transportowa, dotycząca narzucenia polskim przewoźnikom obowiązującej za Odrą płacy minimalnej, pogrąży polski transport międzynarodowy. - Niemiecki kierowca ma podobne wynagrodzenie do polskiego, bo my też płacimy ok. 2 tys. euro. Jednak nasz system płacowy i system niemiecki są zupełnie różne. W Niemczech nie ma innych opłat, jak tylko płaca zasadnicza. W Polsce jest wiele dodatkowych opłat, które wpływają na rentowność firm przewozowych - powiedział AIP Jan Buczek.
Zdaniem protestujących, niemieckie przepisy są złamaniem zasady unijnego rynku, zasady swobodnego przepływu towarów i usług.
Źródło: AIP