FLESZ - Trwa pandemia, a ceny mieszkań rosną. O co chodzi?
Z ustaleń wynika, że emerytka Halina S. od blisko 10 lat była znajomą zamożnej Marii B. i pomagała jej przy płaceniu rachunków i na podstawie pełnomocnictw zajmowała się jej niektórymi sprawami majątkowymi. Maria B. czasem nazywała ją „córeczką”, z życzliwością traktowała swoją opiekunkę, która kilka lat dbała o stan zdrowia podopiecznej.
Gdy Maria B. w październiku 2015 r. zmarła w lecznicy przy ul. Wrocławskiej oskarżona odebrała ze szpitalnego depozytu jej rzeczy, w tym notes z telefonami. Potem te przedmioty przekazała rodzinie zmarłej, ale notes dla zatrzymała dla siebie. Wzięła też karty płatnicze, dzięki którym w nieustalonych potem okolicznościach, ktoś wypłacił pieniądze z konta zmarłej.
Halina S. przeszukała też mieszkanie zmarłej w poszukiwaniu testamentu na swoją korzyść, ale takiego dokumentu nie znalazła. Oddała klucze do mieszkania rodzinie Marii B. i dopiero jej członkowie w późniejszym czasie odnaleźli ukryte w pianinie ważne dokumenty i gotówkę.
Prawie rok później, w 2016 r. w krakowskim sądzie Halina S. złożyła wniosek o nabycie spadku po Marii B. i dostarczyła notes z telefonami zmarłej, w którym rzekomo spisano jej testament. Z dokumentu datowanego na tydzień przed śmiercią kobiety wynikało, że „cały majątek dziedziczy Halinka”, czyli oskarżona. Pod dokumentem widniały podpisy trzech świadków.
Z uzyskanej opinii biegłego do spraw porównania pisma wynikało, że podpis zmarłej nie jest autentyczny, a „testament” sporządził jeden z rzekomych świadków, czyli współoskarżony Józef M.
Jego prokuratura oskarżyła o ułatwienie dokonania przestępstwa, a Halinie S. zarzucono próbę przejęcia spadku po zmarłej Marii B., czyli gotówki w kwocie 250 tys. zł oraz trzech lokali w kamienicy.
Kobieta nie przyznawała się do winy, Józef M. również, choć potwierdzał, że to on na telefoniczną prośbę znanej mu od lat Haliny S. wpisał w notesie zmarłej treść testamentu.
Oboje oskarżeni podawali skrajnie odmienne wersje powstania tego „testamentu”. Kobieta twierdziła, że dowiedziała się o nim dwa tygodnie po śmierci Marii B. w rozmowie telefonicznej z Józefem M. On zaś twierdził, że Halina S. dwa tygodnie przed zgonem kobiety zadzwoniła do niego z przychodni przy ul. Szwedzkiej w Krakowie, gdzie akurat była z Marią B., i tam w poczekalni Maria B. podyktowała treść testamentu, który on - Józef M. - spisał w jej notesie. Nazwiska dwóch świadków tej czynności miały być wpisane później. Zajęła się tym już Halina S.
Sąd nie uwierzył w żadną z tych wersji powstania dokumentu, bo Maria B. miała wysoką świadomość prawną, była w stałym kontakcie ze swoimi prawnikami, ciągle się z nimi konsultowała w ważnych sprawach. I na pewno nie spisywałaby swojego testamentu w takich warunkach w obecności trzech nieznanych świadków, których podpisy były pod tym dokumentem w jej notesie.
Zdaniem Sądu Okręgowego w Krakowie oskarżona wykorzystała zaufanie Marii B. i jej trudne relacje z rodziną oraz sytuację zdrowotną. Działała przy tym z zamiarem bezpośrednim i w jej przypadku jest wysoki stopień winy. Wcześniej nie była karana i dlatego resocjalizacja oskarżonej jest możliwa poza zakładem karnym, stąd jest kara z warunkowym zawieszeniem, tak jak i w przypadku Józefa M.
