Do tej pory o tym, ilu dyżurujących pracowników jest niezbędnych, by zapewnić właściwą opiekę pacjentom, w przypadku większości oddziałów szpitalnych decydowali dyrektorzy, wyliczając normy na podstawie skomplikowanego matematycznego wzoru. Uwzględniano w nim m.in. czas poświęcany chorym i ich stan zdrowia. W praktyce pod równanie można było jednak podłożyć w zasadzie dowolne dane i obciążyć pojedynczą pielęgniarkę opieką nawet nad kilkudziesięcioma pacjentami jednocześnie.
Sztywne standardy przygotowane przez resort zdrowia mają to zmienić. Zgodnie z nimi od stycznia na tzw. oddziałach zachowawczych, czyli np. internie, na każde łóżko ma przypadać co najmniej 0,6 pielęgniarki, a na oddziałach, gdzie leżą pacjenci po zabiegach – 0,7. Za pół roku ostrzejsze normy obejmą również lecznice dla dzieci. Na zachowawczych oddziałach pediatrycznych trzeba będzie zatrudniać minimum 0,8 pielęgniarki na łóżko, a na oddziałach zabiegowych – 0,9.
Ministerstwo Zdrowia zakłada, że nowe przepisy albo zmobilizują lecznice do likwidacji tych łóżek, które i tak stoją puste, albo do zatrudnienia dodatkowych pracowników, którzy pomogą zapewnić lepszą opiekę pacjentom. Wprowadzenie jasnych norm to zresztą odpowiedź na postulaty samych pielęgniarek, które zabiegały o nie od dawna. Jak wskazuje Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, zmiany są efektem rozmów toczących się w resorcie zdrowia już od 2015 r. Na przygotowanie się do zmian lecznice dostały więc sporo czasu. Zdaniem dyrektorów placówek wywiązanie się z nowych obowiązków będzie jednak wyjątkowo trudne.
– Żeby spełnić normy, powinniśmy zatrudnić dodatkowo 35 pielęgniarek. Nie jesteśmy w stanie tego zrobić z dwóch powodów: po pierwsze, brakuje ich na rynku pracy, po drugie, nie mamy pieniędzy na opłacenie dodatkowych etatów – mówi dr n. med. Jerzy Friediger, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. S. Żeromskiego w Krakowie. – Te przepisy w praktyce mają doprowadzić do jednego: zmniejszenia liczby łóżek. Zastanawialiśmy się nad takim rozwiązaniem, nie możemy sobie jednak na to pozwolić, bo wszystkie są obłożone. Nawet jeśli np. na oddziale chorób zakaźnych przez kilka miesięcy część z nich stoi pusta, to w sezonie nie mamy ani jednego wolnego miejsca – dodaje.
W szpitalu powiatowym w Myślenicach liczba białego personelu jest bliska tej minimalnej. Standardy prawdopodobnie uda się spełnić dzięki przesunięciu personelu między oddziałami oraz nieznacznemu ograniczeniu liczby łóżek po zakończeniu trwającego tam remontu. W Szpitalu Specjalistycznym im. J. Śniadeckiego w Nowym Sączu do normy brakuje 26 pracowników. 10 z nich dyrekcja placówki zamierza przesunąć z oddziałów, gdzie personelu jest nadmiar, 16 osób musi zatrudnić. Miesięcznie opłacenie ich etatów pochłonie dodatkowo ponad 100 tys. zł. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu po wejściu w życie nowych wskaźników zabraknie 78 pracowników. – Stale rekrutujemy nowe pielęgniarki, ale wiemy, że ze względu na ich brak na rynku pracy będziemy mieć spore problemy z osiągnięciem wymaganej liczby – przyznaje Natalia Adamska-Golińska, rzecznik prasowy placówki.
Luki kadrowe w tej grupie białego personelu już teraz są szczególnie dotkliwe, zaś zdaniem ekspertów wypełnianie norm z roku na rok będzie coraz trudniejsze. Duża część pielęgniarek obecnie zatrudnianych w szpitalach zbliża się bowiem do wieku emerytalnego, a młodzi niechętnie wybierają taką ścieżkę kariery. Z danych Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych wynika, że w latach 2014-2016 prawo wykonywania zawodu uzyskało blisko 10 tys. absolwentów studiów pielęgniarskich, ale na podjęcie pracy w zawodzie zdecydowały się zaledwie 4 tys. z nich.
NASZE NAJLEPSZE MATERIAŁY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Bezpieczeństwo podczas Sylwestra