
Dzieci Kapitana Klossa „Syf bałtycki” Pasażer 2017
Kiedy pierwszy raz Dzieci Kapitana Klossa pojawiły się w połowie lat 80. na scenie jarocińskiego amfiteatru, wybuchła sensacja. W powodzi wściekłego punka i dołującej zimnej fali, pastiszowe piosenki utrzymane w duchu radosnej new wave, były czymś wyjątkowym. Oczywiście największe wrażenie robiła ta kpiąca ze słynnego serialu – „Pieśń o bohaterze”. Dzisiaj znajdujemy ją wraz z 25 innymi na płycie „Bałtycki syf”, będącej pierwszym (po ponad trzydziestu latach!) płytowym podsumowaniu krótkiego (1983 – 1986) okresu działalności trójmiejskiej formacji, dowodzonej przez wokalistę i basistę Olafa Deriglasoffa. Mimo nie zawsze najlepszej jakości nagrań, album brzmi świetnie, przypominając jak efektowny i różnorodny był polski post-punk w latach 80.

Maleo Reggae Rockers „Bez Was nie ma nas” Universal 2017
To już dwadzieścia lat, od kiedy Darek Malejonek powołał do życia swój obecny zespół. Mając na koncie wieloletnie doświadczenia nabyte w Kulturze, Izraelu i Houku, postanowił ostatecznie poświęcić się swej ukochanej muzyce reggae. A że w międzyczasie przeżył autentyczne nawrócenie na chrześcijaństwo, nowe piosenki, które zaczął pisać, stały się wyrazem jego duchowego przebudzenia. Tak powstał repertuar Maleo Reggae Rockers, z którego najważniejsze utwory trafiły teraz na kompilację podsumowującą dwie dekady działalności grupy. Jest tu miejsce na różne odmiany jamajskich brzmień – od roots reggae do dancehallu. Łączy je jednolite przesłanie, nie nachalnie opowiadające o mistycznej drodze wybranej przez lidera.

Ted Nemeth „Ostatni krzyk mody”, Mystic, 2017
Choć ta łódzka grupa działa już od siedmiu lat, jakoś trudno przebić się jej do naszej rockowej czołówki. Ciężko w sumie powiedzieć dlaczego – bo z jednej strony gra żywiołowe koncerty, a z drugiej nie zaniedbuje medialnej promocji, pokazując się choćby w show Kuby Wojewódzkiego. Niestety - nie wydaje się, żeby tę sytuację zmienił jej najnowszy album. Nie dlatego, że jest nieudany – to nadal energetyczny rock o garażowym zacięciu i gitarowym brzmieniu, który może się spodobać i młodszemu i starszemu fanowi tej muzyki. Może jedynie brak w tym wszystkim charyzmatycznego lidera, kogoś, którego osobowość, wyróżniała by zespół spośród reszty tego rodzaju kapel. Cóż: wygląda na to, że Ted Nemeth pozostanie klubowym „czarnym koniem” rodzimego rocka na zawsze.
