Czytaj także: Biskup Wiktor Skworc krytykuje rajców za kasyno przy kościele
Jeśli ktokolwiek w Polsce słyszy - Justyna Kowalczyk, to skojarzenie prowadzi do słynnej biegaczki narciarskiej rodem z Kasiny Wielkiej. Kowalczyk na liście PO to zupełnie inna osoba, ale skojarzenie może wprowadzić w błąd wyborców.
Sama kandydatka nie chce tej dwuznacznej sytuacji komentować. - Szkoda czasu, niech pan zadzwoni do kogoś innego - mówi krótko i przerywa połączenie, tłumacząc, że teraz musi zająć się dzieckiem.
Szef Młodych Demokratów w Małopolsce Dariusz Sławiński przekonuje, że ta zbieżność nazwisk to przypadek. - Jeśli ktoś jest zaangażowany w działalność i aktywność publiczną od szeregu lat, a teraz tak się złożyło, że szczyt swojej kariery osiągnęła sportsmenka o tym samym nazwisku, to trudno odmawiać temu komuś prawa do kontynuowania swojej działalności publicznej - mówi Sławiński.
Nie tłumaczy jednak, dlaczego pochodząca z Częstochowy krakowska działaczka PO startuje w okręgu nowosądeckim. - Justyna jest skoncentrowana na karierze prawniczej, a trudno jest studiować prawo w Nowym Sączu - odpowiada wymijająco szef małopolskiej młodzieżówki PO.
Sądecki poseł PO Andrzej Czerwiński unika komentarzy, ale przyznaje, że nie jest zachwycony sytuacją. Wątpliwości co do tego, że mamy do czynienia z wyborczym chwytem, nie ma wierny kibic prawdziwej Justyny Kowalczyk poseł PO Tadeusz Patalita.- To niepoważny pomysł, który na naszym terenie nie zadziała - zauważa. Zaznacza jednak, że nie czuje dyskomfortu w związku z tym, że kandyduje do Sejmu z tej samej listy co krakowska prawniczka Justyna Kowalczyk.
Biegaczka z Kasiny Wielkiej przebywa obecnie na obozie w Nowej Zelandii, gdzie przygotowuje się do kolejnego sezonu narciarskiego. Jej matka Janina dystansuje się od polityki. - Justyna nigdy nie angażowała się i nie zamierza się angażować w politykę - zapewnia. - Ta sytuacja to kwestia czyjejś etyki i ja nie chcę tego oceniać.