FLESZ - Polskie mieszkania w ogonie Europy?
Kiedy zbierało się na burzę nie mieli pojęcia, że w zaledwie kilka minut niemal doszczętnie zniszczone zostanie wszystko to, na co pracowali od lat. Właściciele komisów samochodowych znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji po tym, jak grad nawiedził Nowy Sącz.
- To są ogromne straty. Na jednym z moich komisów oszacowałem wstępnie szkody. Jest to 500 tysięcy złotych. Wszelkie ubezpieczenia nie gwarantują nam pomocy w przypadku gradobicia. Jedyną szansą dla nas jest ogłoszenie klęski żywiołowej na terenie miasta - mówi Marek Wojtowicz, właściciel jednego z komisów samochodowych w Nowym Sączu.
Wskutek gradu na tym właśnie komisie uszkodzone zostały 43 samochody. W samochodach wybite zostały szyby oraz uszkodzone reflektory, lusterka, plastiki i inne elementy.
Jak dodaje, szkód w większości nie da się naprawić. Dodatkowo koszt naprawy takiego samochodu wynosi około 10 tysięcy złotych przy czym wartość samochodu to 19 tysięcy.
- Na jednym samochodzie firma, która zajmuje się likwidowaniem tego typu szkód naliczyła 2 000 wgnieceń. Straciliśmy towar i nie mamy czym handlować. Będziemy musieli zamykać komisy, zwalniać ludzi. Boimy się, że nie będziemy mieli innego wyjścia - dodaje Wojtowicz.
Jak informuje pan Marek, prośba o pomoc trafiła do prezydenta miasta oraz Centrum Zarządzania Kryzysowego. Ze smutkiem wspomina też dzień, w którym wszystko się wydarzyło.
- Na miejscu był pracownik. To były dosłownie minuty, kiedy kule gradu wielkości piłek do tenisa niszczyły wszystko, co miały na swojej drodze. Pracownik dzwonił do mnie, żeby zorganizować jakieś koce. Kazałem mu natychmiast schować się do biura, bo by go zabiło - relacjonuje.
Kliknij w przycisk "zobacz galerię" i przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE.
