Znamy więcej okoliczności kradzieży, o której po raz pierwszy pisaliśmy w sobotę.
- W piątek, jak codziennie, jechałem do swojego kantoru - opowiada Kazimierz Pasternak. - Zanim dotarłem na ulicę Ludźmierską, gdzie znajduje się kantor, zatrzymałem się przed budynkiem, który wykańczają dla mnie budowlańcy.
Wysiadł z auta i poszedł na budowę. Kiedy wrócił, zobaczył, że auto ma wybitą szybkę i nie ma torby z pieniędzmi.
- To była duża kwota. Dorobek mojego życia. Starczyłaby na kupno dwóch domów - mówi Pasternak.
Codziennie (podobnie jak większość właścicieli kantorów w Polsce) wozi spore kwoty pieniędzy. Ale tym razem miał 3-4-krotnie więcej gotówki niż normalnie. - Kilka dni wcześniej waluty podskoczyły do góry. Dla ludzi z branży wymiany walut to znak, że klienci będą masowo sprzedawać dolary, franki czy euro. Musiałem się więc zaopatrzyć w większą kwotę. Nie brałem konwoju, bo jest to za drogie - wyjaśnia.
Nie wie, kto mógł go okraść. Wrogów, jak twierdzi, nie miał. Aby odzyskać pieniądze, wyznaczył nagrodę 100 tysięcy złotych dla osoby, która wskaże złodziei. Zainteresowani proszeni są o kontakt bezpośrednio pod nr 601701323.