
Teraz, gdy Robert Lewandowski znów jest na ustach całego piłkarskiego świata po zdobyciu tytułu Złotego Buta dla najlepszego strzelca lig europejskich tym bardziej warto pamiętać, że niczego nie dostał za darmo, a jego droga na szczyt nie była bynajmniej usłana różami. Dekada spędzona w Bundeslidze (najpierw w Borussii Dortmund, a potem w Bayernie Monachium) obfitowała w sukcesy, ale nie brakowało w niej również przykrych chwil. Kilka chcemy teraz przypomnieć.
A skoro piszemy, że nie zawsze było z górki, zacząć wypada od złych wspomnień. Zatem:
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE

NAJgorszy sezon
Zdecydowanie pierwszy. Gdy latem 2010 roku Lewandowski przechodził z Lecha Poznań do Borussii Dortmund za 4,75 mln euro niektórym wydawało się, że w nowym otoczeniu szybko zostanie gwiazdą. Tym bardziej, że opuszczał Polskę jako król strzelców ekstraklasy.
Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te plany, bo zaczął swoją przygodę w ekipie Jürgena Kloppa jako zmiennik Lucasa Barriosa (na zdjęciu). Co gorsza, gdy już dostawał szansę, to spektakularnie pudłował. W całym sezonie zdobył co prawda w lidze osiem bramek, ale z tamtych czasów bardziej zapamiętaliśmy niewybredny przydomek „Lewandoofski” - („doof” to po niemiecku „głupek”), jakim obdarzył go dziennik „Bild”.
[b]NAJlepszy sezon[/b]
Były to na szczęście złe miłego początki, bo w kolejnym sezonie Polak wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce, [b]a jego 22 bramki pomogły Borussii odzyskać tytuł mistrza Niemiec[/b]. Był to pierwszy z serii udanych sezonów „Lewego” w Bundeslidze.[b] Który był najlepszy? Pod względem liczby strzelonych bramek ostatni, chociaż wcześniej też było całkiem całkiem... „To fenomen. Każdy chce mieć takiego napastnika. Ma go Bayern” - podsumował jego dokonania jesienią 2019 roku (tu akurat chodziło o Ligę Mistrzów) internetowy serwis stacji BBC.
NAJlepszy sezon
NAJpiękniejsza chwila
Tu wybór jest prosty, bo czy może być coś piękniejszego niż strzelenie pięciu goli w dziewięć minut (22 września 2015 roku, w meczu z Wolfsburgiem). Pamiętacie minę Pepa Guardioli?