" ...Są granice, których niezależnie od okoliczności związanych z trwającą kampanią wyborczą nie należy przekraczać, a nieprzemyślana decyzja naszego konkurenta wynikająca zapewne z braku właściwego wyczucia i doświadczenia, narusza rażąco te granice" - piszą oburzeni.
Takie postawienie sprawy wzburzyło również Pawła Piasnego. Nazwał je "tanimi zaczepkami". List od Rzepki i Osucha opublikował na swoim blogu wyborczym. W odpowiedzi Piasny tłumaczy, że na umieszczenie baneru miał zgodę z Zarządu Dróg, ale nie wieszał wcześniej, bo jego plakaty są niszczone.
- Zanim ponownie skierujecie do mnie apel o popełnionych "nietaktach", proponuję Panom zrobić rachunek sumienia, czy sami nie nosicie w sobie winy - odpisuje i wytyka błędy burmistrzowi i posłowi. Według jego słów, cztery lata temu tuż przed 1 listopada, niemal cała ulica Powstańców Śląskich była "umajona" w wyborcze materiały reklamowe Dariusza Rzepki, łącznie ze słupami i drzewami.
Posłowi Osuchowi Piasny zarzuca brak konsekwencji: "W 2006 roku otrzymał Pan mandat radnego miejskiego, po roku zmienił Pan zdanie i objął Pan mandat posła, po trzech latach znudził się Pan i znowu chce zmienić adres zatrudnienia. Czy takie działanie jest etyczne?". Do wyborów jeszcze 19 dni. Kampania powoli się rozkręca. Cztery lata temu była bardzo brutalna. Jak widać, w tym roku może być podobnie.
- List wysłany przez Rzepkę i Osucha był prywatny. Wywleczenie go na światło dzienne to robienie show. Jątrzenie i próba rozpętania wojny - komentuje Łukasz Kmita, dyrektor biura poselskiego Jacka Osucha. Jego słowa bynajmniej nie łagodzą sytuacji.
Paweł Piasny na środę zwołał konferencję prasową. Chce na niej opowiedzieć o zrywaniu jego plakatów wyborczych. Podejrzewa o to konkurencyjne komitety.
A może to Ciebie szukamy? Zostań**miss internetu**województwa małopolskiego