Zabiła i zakopała dziecko w szklarni? Początek procesu Anny C.
31-letni Arkadiusz W. poznał o dziewięć lat młodszą Annę C., gdy jeszcze była uczennicą gimnazjum. Zaczęli się spotykać, przez pół roku byli parą. W końcu ich drogi na pewien czas się rozeszły.
Dziewczyna zaczęła pracować w przedszkolu integracyjnym z osobami niepełnosprawnymi w Olkuszu. Z kolei Arkadiusz W. wziął ślub. Jego związek nie przetrwał próby czasu, choć jego owocem było dziecko. Gdy toczyła się już sprawa rozwodowa mężczyzna odnowił znajomość z Anną C.
Spotykali się m.in. w domu jego rodziców i właśnie tam w grudniu 2012 r. 22-latka zrobiła sobie test ciążowy.
Wynik nie pozostawiał wątpliwości, że spodziewa się dziecka. Powiedziała o tym mężczyźnie i jego rodzicom. Uspokajali ją, że wszysko się ułoży, ale Anna C. kategorycznie nie chciała być matkę Zaczęła szukać na stronach internetowych informacji, jak usunąć ciążę. Dowiedziała się wtedy, że jest taka możliwość, gdy się zażyje lek zwyczajowo stosowany podczas zapalenia stawów. Spożycie medykamentu w zbyt dużej dawce miało wg. wpisów w internecie wywołać poronienie.
Lek był dostępny tylko na receptę, ale Arkadiusz W. obiecał, że go zdobędzie. Zachowała się wymiana korespondencji pary na ten temat na komunikatorze gadu - gadu: "Dasz mi jutro pieniaszki na te tabletki kochanie i tak jak obiecałem pujde i wykupie myszko" (pisownia oryginalna) - pisał Arkadiusz W. Anna C o dziecku odpisywała: "Nie chcę go!!!". Mężczyzna dalej uspokajał kobietę: "nie chcesz mieć dzieci i ja uszanuję twoją decyzję kochanie".
Z dalszej wymiany wpisów wynika, że 7 stycznia 2013r. udało im się nabyć medykament. Dziewczyna zażyła cztery tabletki i zaczęła wymiotować. Mężczyzna widział, że jej to szkodzi, więc proponował, że załatwi wizytę u ginekologa, by dokonała aborcji. Miało na to wystarczyć 1000 zł. Anna C. nie zgodziła się.
Arkadiusz W. ponownie nabył ten sam lek. Przekonał aptekarkę, że jest on dla jego matki, stałej klientki apteki i że receptę doniesie. Tym razem Anna C. zażyła 6 tabletek, ale też miała wymioty. Mężczyzna ponownie wrócił do propozycji aborcji, ale odmówiła. Niedługo potem para się rozstała i nie kontaktowała przez kilka miesięcy.
19 sierpnia 2013 r. Anna C. wysłała mężczyźnie SMS-a, że jedzie do szpitala, bo rozpoczął się poród. Arkadiusz W. próbował dowiedzieć się, do której placówki się udała, ale telefon Anny C. już milczał. Gdy w końcu odebrała powiadomiła partnera, że dziecko nie żyje. Następnego dnia para się spotkała i według relacji mężczyzny Anna C. płakała i mówiła, by nie szukał syna, bo "tam gdzie jest, jest mu już dobrze".
Pięć dni później Anna C. zgłosiła się do szpitala w Olkuszu z krwawieniem. Placówka poinformowała policję, że jest u nich kobieta, która mogła niedawno urodzić dziecko i nie potrafi wytłumaczyć, gdzie jest maleństwo.
Po kolejnych dwóch dniach policjanci znaleźli zwłoki chłopczyka zawinięte w foliowy worek zakopane w przydomowej szklarni.
Proces Anny C. dobiega końca przed sądem. 22-latka odpowiada za dzieciobójstwo pod wpływem szoku poporodowego. Przebywa w areszcie. W śledztwie przyznała się do winy. Grozi jej 5 lat więzienia.
Arkadiusz W. był sądzony w odrębnym postępowaniu za to, że dwukrotnie udzielił pomocy Annie C w próbie przerwania ciąży we wstępnym jej staduim. Mężczyzna nie przyznawał się do winy.