Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieść o niezwykłej góralce. Mistrzyni

Artur Gac
Barbara Grocholska-Kurkowiak na trasie
Barbara Grocholska-Kurkowiak na trasie archiwum
Olimpijka, 25-krotna mistrzyni Polski, sanitariuszka z Powstania Warszawskiego i wrażliwa poetka. Opowieść o 86-letniej zakopiance Barbarze Grocholskiej-Kurkowiak, narciarce alpejskiej, której nie pokonała astma.

To, co wydarzyło się 66 lat temu na odcinku Tatr Zachodnich i Doliny Bystrej, zdeterminowało całe dorosłe życie niespełna 21-letniej Basi, jednej z dziesięciorga rodzeństwa. Rozkochana w górach napływowa mieszkanka Zakopanego w 1948 roku stanęła na starcie prestiżowych zawodów o Puchar Kolei Linowych.

A my nie umarliśmy
trafieni
ani od zabłąkanej kuli
która się o nas otarła
nie wiadomo dlaczego
właśnie my
i co mieliśmy zrobić
z darowanym życiem

Starała się zapanować nad emocjami, ale świadomość debiutanckiego występu potęgowała stres. - Mój Boże, to cudowne wspomnienie! Te zawody utkwiły mi w pamięci tak, jakby wydarzyły się wczoraj - w głosie pani Barbary słychać wzruszenie.
Dalszej relacji seniorki, mimo upływu wielu dekad, nie powstydziłby się rzutki sprawozdawca:
- Start był na Kasprowym, a meta w Kuźnicach. Pamiętam, jak na trasie przeganiała mnie Bujakówna. Zaczęłam mocno pchać się do przodu, ale na nartostradzie narty nie bardzo chciały jechać. Pogoń okazała się jednak skuteczna, przegoniłam ją i pierwsza wpadłam na metę. Koleżanki ze szkoły były szczęśliwe sądząc, że w debiucie zostałam zwyciężczynią. Później pojawił się zawód, bo bieg nie rozpoczął się ze startu wspólnego i po porównaniu czasów, zajęłam trzecie miejsce. Ja i tak byłam wniebowzięta - opowiada.

sierpień dwutysięczny
pierwszy
z kompanią honorową
przy głazie rozłupanym
i zniczach
stoimy w minucie ciszy
zupełnie nie przypominamy
chłopców i dziewcząt
tamtych dni
już tylko fotografie pamięta ją
jak wyglądaliśmy

O Barbarze Grocholskiej-Kurkowiak pewnie nigdy nie zrobiłoby się głośno w świecie sportu, gdyby nie... choroba. Zagrażająca życiu astma oskrzelowa skłoniła jej rodziców, Adama Remigiusza Grocholskiego i Barbarę z Czetwertyńskich do opuszczenia Warszawy. Na bezpieczny azyl dla zdrowia urodzonej w Falentach córki wybrali klimat górski. Nie bez znaczenia było też otwierające się w Kuźnicach liceum gospodarcze.

- Na szczęście, dzięki Bogu, narty i góry mnie wyleczyły - wzdryga się wspaniała sportsmenka.
Co ciekawe, napady duszności dawały znać o sobie w Szczyrku i Szklarskiej Porębie. - Przypominam sobie bieg zjazdowy w Szczyrku, gdy jeszcze na szczyt wychodziło się pieszo. Na szczęście wtedy przyjechał brat i wyniósł mi narty na górę. Wystartowałam, ale po dojechaniu do mety musiałam szybko wracać do Zakopanego, bo nie byłam w stanie wytrzymać duszności - sięga pamięcią pani Barbara.

Bogaty rozdział ze sportowymi osiągnięciami Grocholskiej-Kurkowiak, zapoczątkowany w 1950 roku pierwszym powołaniem do kadry Polski, otwiera godna podziwu liczba tytułów mistrzyni kraju.

W latach 1951-1968 znakomita narciarka triumfowała 25 (!) razy w biegu zjazdowym, slalomie, slalomie gigancie i kombinacji alpejskiej, a sześciokrotnie sięgała po tytuł wicemistrzyni. Z niesłychaną regularnością (9-krotnie w latach 1950-1960) zwyciężała w Memoriale B. Czecha i H. Marusarzówny, a kolekcję ważnych trofeów uzupełniają trzy medale akademickich mistrzostw świata oraz dwa triumfy w slalomie gigancie i slalomie o Wielką Nagrodę Słowacji.

baczność
znam iskrę
unoszącą głowę starej kobiety
prostującą kulejącego pana
ona żyje wewnątrz
zasypywana codziennością
zasłaniana ciemną kurtyną

Startując dwukrotnie na zimowych igrzyskach olimpijskich, wyśmienita narciarka nigdy nie otarła się o podium.
W debiucie w Oslo (1952 rok) w biegu zjazdowym uzyskała 13. czas w stawce 42 zawodniczek, w slalomie specjalnym zajęła 14. miejsce. Słabiej, mimo znakomitej formy, spisała się cztery lata później w Cortina d'Ampezzo, zajmując kolejno w slalomie gigancie i zjeździe 30. i 17. miejsce.

Walkę o czołowe lokaty uniemożliwił upadek w gigancie tuż przed metą i odniesiona kontuzja prawej dłoni, która tak spuchła, że przypominała bochenek chleba. Do zjazdu, swojej koronnej konkurencji, zawodniczka przystąpiła z dłonią przywiązaną do kijka... gumką od weka.

- Jakiś czas temu znajoma opowiadała mi, że rozmawiała z jedną z naszych alpejek i zapytała o mnie. W odpowiedzi usłyszała od zawodniczki, że w ogóle nie kojarzy, kim ja jestem. Czyli widzi pan... u nas, jeśli ktoś nie ma medalu olimpijskiego, to go nie ma - zauważa mieszkanka ulicy Strążyskiej.

Jest coś niedzisiejszego w postawie Grocholskiej-Kurkowiak. - Naturalnie, że człowiek zawsze chce być znakomitszy. Ale ja nie czuję niedosytu. Wydaje mi się, że tak bardzo lubiłam samą jazdę na nartach, że niczego więcej nie potrzebowałam do szczęścia - twierdzi wybitna narciarka.

budzi się w rocznice
jak ostroga spinająca konia
"hej chłopcy bagnet na broń"
kamikadze
i - POLSKA POLSKA
(jak dziś - Wisła Wisła)

Kto wie, o ile więcej spektakularnych sukcesów byłoby dziełem sportsmenki, gdyby nie ogromna podatność na stres.
Zakopianka przed każdym startem zamieniała się w kłębek nerwów i dygotała do tego stopnia, że nie była w stanie zasznurować butów. Niewielu wiedziało o jej przypadłości, bo na zewnątrz starała się zachować kamienną twarz.
- Denerwowałam się okropnie, co powodowało, że traciłam koncentrację. Bałam się, że jak usłyszę sygnał do startu, to nie będę potrafiła ruszyć z "ogniem". A żeby się nie zdekonspirować, pomagałam nastawiać pozytywnie koleżanki do zawodów. Dzięki temu trochę się uspokajałam, a one uważały, że to ja jestem bardzo opanowana (śmiech) - wspomina alpejka.
Inną metodą okiełznania nerwów były próby antycypowania tego, co dzieje się w... domach.

- Stojąc z przypiętymi nartami na Nosalu, w oczekiwaniu na start, patrzyłam hen daleko na domy w wioskach i myślałam sobie "co tam się dzieje, kto w nich mieszka, a może teraz... krowie dają jeść. Tym sposobem odzyskiwałam wewnętrzną równowagę - zapewnia.

Permanentny stres powodował, że zdolnej narciarce wielokrotnie zdarzało się wypadać z trasy.

stoimy naprzeciw młodych
wyprężonych
w galowych mundurach
ale to my przygarbieni
wiemy

Przyczyny zszarganych nerwów tkwią w wydarzeniach Powstania Warszawskiego, w którym 17-letnia "Kuczerawa" (pseudonim wziął się z jej bujnie kręconych włosów) brała udział. Jako córka oficera Wojska Polskiego i członkini konspiracyjnej formacji I Pułku Szwoleżerów, pełniła obowiązki sanitariuszki.
- Po powstaniu tak mnie zamknęło, że nie chciałam tam wracać. Czułam ogromny lęk przed jazdą do Warszawy. Powstał mur, przez lata zmagałam się z wielką traumą - mówi.

wtedy byłam za szybą
jakbym nie znała łez
dzisiaj drżę
żeby nigdy więcej

W Grocholskiej-Kurkowiak zrodziła się natomiast potrzeba dania świadectwa temu, czym jest wojna.
- W porównaniu do wielkich wierszy o powstaniu pewnie nie jest nadzwyczajny, ale jest jedyny, w którym dałam radę zmierzyć się z czasami powstania - tłumaczy.

Miejscem gdzie wiersz zabrzmi ma być Muzeum Powstania Warszawskiego.
Okoliczność wystąpienia Grocholskiej-Kurkowiak będzie szczególna.

W tym roku przypadają bowiem okrągłe obchody 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
- Jako powstaniec, bez zbędnego nadęcia, chciałabym móc tylko coś powiedzieć ludziom...
Kilkanaście dni temu Barbara Grocholska-Kurkowiak uhonorowana została wyróżnieniem "za całokształt kariery sportowej i godne życie po jej zakończeniu" w 47. Konkursie Fair Play Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Wiersz "A my nie zginęliśmy" pochodzi z tomiku poezji Barbary Grocholskiej-Kurkowiak "Zawisnąć w locie"

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska