Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oprysk na komary uśmiercił dwa miliony pszczół pod Bieczem. Właścicielka firmy skazana

Paweł Chwał
Kazimierz Madzula od trzech lat nie produkuje miodu spadziowego. Oprysk zabił mszyce niezbędne do jego powstania
Kazimierz Madzula od trzech lat nie produkuje miodu spadziowego. Oprysk zabił mszyce niezbędne do jego powstania Halina Gajda
Gorlicki sąd skazał na cztery miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata Joannę S., właścicielkę firmy ze Śląska, której w 2010 r. Urząd Miasta w Bieczu zlecił dokonanie oprysku przeciwko komarom. Wykorzystała ona niewłaściwy, zabójczy środek chemiczny, który uśmiercił nie tylko komary, ale też dwa miliony pszczół.

Dobre owady nie miały szans

- Półmartwe pszczoły wysypywały się z uli jak zboże w młynie - relacjonował nam przed czterema laty Tadeusz Przybyłowicz, właściciel pasieki w Bieczu. - Chore i sparaliżowane były wyrzucane przez robotnice, bo takie reguły obowiązują w pszczelim świecie.
Oprysk wykonano dwa razy w czasie kwitnienia lip, gdy miliony pszczół były w locie. Bieckie władze przekonywały, że z wyprzedzeniem informowały o planowanych opryskach. Pszczelarze ripostowali, że owady to nie kury, które można zagonić do kurnika. Temperatura na zewnątrz sięgała 30 stopni. Zamknięcie uli byłoby równoznaczne z wyduszeniem całych pszczelich rodzin.

Poszkodowani bartnicy wysłali kilkadziesiąt martwych pszczół do laboratorium w Białymstoku. Tam ustalono, że do oprysku wykorzystano bardzo mocny środek zawierający m.in. bifentrynę. - Problem z tym złożonym związkiem chemicznym jest taki, że nie działa wybiórczo na komary, ale niszczy wszystkie owady - mówi prof. Adam Grochowalski z Wydziału Chemii Organicznej Politechniki Krakowskiej. - Nie ma większego oddziaływania na ludzi, ale potrafi zniszczyć drobne życie biologiczne, oddziałując także na organizmy wodne.

Bartnicy z powiatu gorlickiego do dziś odczuwają skutki fatalnego oprysku. Potwierdza to m.in. Kazimierz Madzula z Gładyszowa. Jego pasiekę dzieli od Biecza prawie 40 km, a mimo to produkuje mniej miodu.

- Taki oprysk potrafi zabić mszyce w promieniu nawet 150 kilometrów - mówi Madzula. - I tak się chyba stało, bo od trzech lat nie ma u nas tych owadów, potrzebnych do wytworzenia spadzi.

Gorlicki sąd nie miał wątpliwości, że za nagłą śmiercią dwóch milionów pszczół stoi Joanna S. i jej firma. - Nie dość, że wybrano niewłaściwy, bo zbyt silny preparat chemiczny, to na dodatek użyto go niezgodnie z instrukcją - mówi sędzia Bogdan Kijak, rzecznik Sądu Okręgowego w Nowym Sączu. Dawka była zbyt duża.

Wyrok jest nieprawomocny. Nie wiadomo, czy Joanna S. się od niego odwoła. W firmie ze Śląska obiecano nam, że właścicielka się z nami skontaktuje. Niestety nie zrobiła tego.

Poszkodowani pszczelarze zamierzają domagać się w postępowaniach cywilnych naprawienia przez śląską firmę szkód, jakie ponieśli. Niektórzy stracili po 30 rodzin pszczelich i wciąż odbudowują swoje pasieki. Straty liczą w setkach tysięcy złotych.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska