Pijany 40-letni kierowca z Wilczysk nie zatrzymał się do policyjnej kontroli w Grybowie. W czasie ucieczki wypadł z drogi. Z relacji świadków wiadomo, że przejechał kilkanaście metrów po chodniku. Na szczęście dla tych, którzy modlili się przy przydrożnym krzyżu, pirat drogowy zderzył się z drzewem. Pewnie tylko dachowanie sprawiło, że pędzące auto wyhamowało, co uchroniło dorosłych i małe dzieci przed tragedią.
- To wyglądało naprawdę dramatycznie - relacjonuje Łukasz Kieroński, który na miejscu był już po zdarzeniu. - Od razu przypomniała mi się sytuacja z Kamienia Pomorskiego, gdzie pijany kierowca, chyba dwa lata temu, też wjechał na chodnik i zabił sześć osób. Tu mogło być tak samo. Dobrze, że akurat nikt tędy nie przechodził - dodaje.
Wzburzony pan Tomasz, mieszkaniec Białej Niżnej, nauczyciel w szkole w Bobowej, który był świadkiem zdarzenia, domyśla się, że człowiek który wsiadł do samochodu po alkoholu, pewnie nie pił sam. - Do ilu tragedii jeszcze musi dojść, by nie było społecznego przyzwolenia na takie czyny? - pyta.
Kierujący samochodem audi mieszkaniec Wilczysk miał we krwi ponad promil alkoholu. Co więcej, mężczyzna nie posiadał uprawnień do prowadzenia pojazdu. To nie był jego pierwszy występek z alkoholem w tle. Było kilka minut po godzinie 19, gdy przy jednym z domów, na posesji odgrodzonej tylko siatką od drogi wojewódzkiej Bobowa - Grybów, grupa ludzi modliła się przy krzyżu. Majówkowe śpiewanie przerwał nagle ryk silnika. - Od momentu, gdy usłyszałem samochód, do uderzenia upłynęło kilka sekund - relacjonuje Tomasz, nauczyciel z Bobowej, który był wtedy na majówce z dwójką swoich dzieci.
Od centrum Grybowa z wielką prędkością do modlących zbliżał się zielony samochód. Samochód pędził w stronę rozmodlonych ludzi i w pewnym momencie zaczął tańczyć po ulicy. Odbił się od krawężnika, wypadł z drogi, uderzył w drzewo i dachował, dosłownie kilka metrów od miejsca, w którym stali. - Dzieci były tak wystraszone, że musiałem je odprowadzić szybko do domu. Długo jeszcze nie mogły się uspokoić - komentuje wzburzony. - To był pokaz zupełnego braku wyobraźni i całkowitej nieodpowiedzialności. Nie chcę sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby wypadł z drogi kilka metrów wcześniej, gdyby siła uderzenia auta zerwała siatkę ogrodzenia - mówi.
Próbował uciekać przed policjantami
Dramatyczna sytuacja, jaka stała się udziałem pana Tomasza i jego rodziny, miała swój początek kilkaset metrów wcześniej, gdzie policjanci z komisariatu w Grybowie badali trzeźwość kierowców. - Po godzinie 19 na ul. Grunwaldzkiej w Grybowie policjanci zatrzymali do kontroli drogowej samochód marki audi - mówi Justyna Basiaga, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Nowym Sączu. - Auto zatrzymało się, a kierowca, jak się wydawało, czekał spokojnie na policjantów, uchylił nawet szybę - dodaje.
Policjanci, nic nie przeczuwając, przedstawili powód zatrzymania i poprosili o okazanie dokumentów. - To miała być rutynowa kontrola - relacjonuje policjantka. - Jednak kierowca nagle ruszył z miejsca i zaczął uciekać w stronę Białej Niżnej.
Policjanci błyskawicznie rozpoczęli pościg za uciekinierem. Ulica w tym miejscu jest dość szeroka, ale jest na niej kilka łuków. Na jednym z nich samochód wyleciał z drogi.
Bez prawa jazdy i na podwójnym gazie
Gdy policjanci zatrzymali kierowcę, wtedy wyszedł na jaw powód jego reakcji. - Okazało się, że ma on w wydychanym powietrzu ponad promil alkoholu - opowiada policjantka. - Co więcej, nie miał uprawnień do prowadzenia samochodu - dodaje nasza rozmówczyni.
Kierowcą audi był 40-letni mieszkaniec Wilczysk. Teraz sposobem ukarania go zajmie się sąd. - Postawiono mu zarzuty z artykułu 178 kodeksu karnego - informuje rzecznik nowosądeckiej policji. - W sprawie niezatrzymania się do kontroli, jazdy bez prawa jazdy i sprowadzenia zagrożenia w ruchu nadal prowadzimy postępowanie, mogę jednak zapewnić, że zostaną mu postawione zarzuty - dodaje. Grozi mu grzywna, ograniczenie wolności lub kara pozbawienia wolności do dwóch lat.
Dla odpowiedzialnych to bezpieczna droga
- Na szczęście tym razem nikt nie ucierpiał - stwierdza Mateusz Filip, wiceprezes OSP w Białej Niżnej. - Na ogół w tym miejscu rzadko dochodzi do wypadków. Dla odpowiedzialnych kierowców to bezpieczna droga - tłumaczy.
Jak relacjonuje wójt gminy Grybów Piotr Krok, chodnik, po którym przez pewien czas jechał samochód, jest stale uczęszczanym traktem. - Teren jest mocno zurbanizowany: do szkoły, domu, pracy chodzi tamtędy sporo mieszkańców. Droga jest bardzo ruchliwa, bo to trasa Tarnów - Krynica. Wiadomo, trzeba uważać. Choć, jak w tym przypadku, nawet nasza przezorność może nie wystarczyć, jeśli trafimy na szaleńca za kierownicą - dodaje Piotr Krok.
W czasie, gdy rozgrywały się dramatyczne wydarzenia, w majówce uczestniczyło siedem osób, w tym czworo dzieci. To właśnie one najsilniej przeżyły cały wypadek.