Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podszywa się pod kapelana lub mafiosa. Szuka go cała Europa

Artur Drożdżak
Sławomir J.  Pod kogo podszywa się dzisiaj?
Sławomir J. Pod kogo podszywa się dzisiaj? archiwum
Faktycznie działa sam, choć kryje się za różnymi postaciami. Przestępczą działalność rozwija po ucieczce z zakładu karnego w Tarnowie. Sławomir J: rocznik 1973, łysy, wysoki, dość tęgi, przystojny. Przestępcze ksywki: Maczeta, Krakus, Łysy.

Pochodzi z Bielska-Białej, tu kończy szkołę i zdobywa zawód kucharza, tu się żeni, zakłada rodzinę.
Pierwszy wyrok: 1995 r. za oszustwa - trzy lata i sześć miesięcy więzienia. Warunkowo zwolniony po trzech latach, zaraz dorabia się kolejnej odsiadki za paserstwo.

Zobacz także: Rodzina ofiar Goebbelsa dostanie odszkodowanie

W 2000 r. następny wyrok: dwa lata i sześć miesięcy, rok 2004 - sześć lat za oszustwa, paserstwo, nielegalne posiadanie broni. Rok później bielski sąd dorzuca mu półtora roku za oszustwa. Wyrok łączny - 6 lat i 10 miesięcy więzienia.

Tę karę odbywa w zakładzie karnym w Tarnowie-Mościcach i korzysta z dobrodziejstwa pracy poza murami więziennymi. Szansy nie marnuje, ucieka 5 grudnia 2005 r.

Po wielu miesiącach udaje się funkcjonariuszom Centralnego Biura Śledczego z Bielska odtworzyć losy zbiega. Okazało się, że ukrył się w Krakowie, w mieszkaniu bliskiej mu pielęgniarki Elżbiety Z., potem wrócił do rodzinnego Bielska i pomieszkiwał u znajomych. Skutecznie ukrywa się półtora roku.
W latach 2006-2007 działa jako Sandro Jonas lub Denis Cheers z Niemiec. W Polsce rzekomo handluje wyrobami jubilerskimi. Szybko wychodzi na jaw, że są to tylko dwa z jego licznych wcieleń.

W rzeczywistości kontynuuje przestępczy proceder i uważnie śledzi spektakularne aresztowania w Polsce, potem telefonicznie komunikuje się z rodzinami zatrzymanych i oferuje pomoc w rozwiązaniu "kłopotów" za pieniądze przelane na wskazane przez niego konto bankowe.
W październiku 2006 roku zapewnia, że doprowadzi do zwolnienia z aresztu burmistrza Czerwionki-Leszczyn.

Żąda od jego żony 10 tys. zł. Przekonuje, że ma liczne kontakty w prokuraturach, ale kobieta rezygnuje z jego pomocy, bo obawia się prowokacji.

15 tys. zł żąda z kolei za wypuszczenie z aresztu innej kobiety, podaje się za bielskiego prokuratora, pieniędzy nie dostaje.

Raz wciela się w lekarza, który bada w więzieniu aresztowanego dyrektora Regionalnego Centrum Krwiodawstwa we Wrocławiu. Od jego syna za pomoc ojcu inkasuje 2,5 tys. zł.

Mieszkańcowi Wieliczki przedstawia się jako właściciel komisu samochodowego. Bierze 1,2 tys. zł zaliczki na poczet audi, które obiecuje sprowadzić z Niemiec. Umowy nie dotrzymuje, znika. Nie gardzi też drobniejszymi kwotami.
Od duchownych, znajomych aresztowanego księdza, wyłudza doładowanie telefonu komórkowego. Podszywając się pod kapelana więziennego zapewnia, że umożliwi kontakt z aresztantem. Wyłudza 1,5 tys. zł na rzekome opłacenie obrońcy księdza.

W listopadzie 2006 roku, wraz z trzema kompanami, grozi zabójstwem bielszczaninowi. Bandyci żądają od niego 360 tys. zł w zamian za zwrot fikcyjnego długu. Plany przestępcom krzyżuje policja, mężczyzn zatrzymuje w zasadzce, ale Sławomir J. umyka. Pokrzywdzony zeznaje, że był przez niego straszony, a Sławomir J. przechwalał się, że nosi przestępcze pseudonimy "Maczeta", "Krakus" lub "Łysy". Potrafi być groźny.

Zobacz także: Rodzina ofiar Goebbelsa dostanie odszkodowanie

- Jestem z gangu Krakowiaka, zaraz pół Krakowa tu zjedzie na mój rozkaz, gdy nie będziesz chciał płacić pieniędzy - tak straszył pokrzywdzonego. Po wpadce znowu blefuje.

- Jestem już niemłody, a wiele lat przede mną za kratkami. Straciłem to co najcenniejsze: córkę, żonę, rodzinę, to chyba największa kara. Odzyskałem wiarę w Boga, nigdy nie podpadnę w konflikt z prawem, proszę prokuratora o danie mi szansy - Sławomir J. pisze z aresztu wniosek o karę dla siebie i proponuje trzy lata więzienia.

Nikt nie wierzy w jego metamorfozę, a sąd w Bielsku za ucieczkę z więzienia, groźby i oszustwa skazuje go w 2008 roku na karę 3 lat i 8 miesięcy więzienia.

Podczas kiedy odbywa tę karę - prokuratura, tym razem częstochowska, kończy następną sprawę oszusta. Stawia mu 10 zarzutów, bo za łapówki Sławomir J. obiecywał wyciąganie ludzi z aresztu.

We wrześniu 2006 roku pod Częstochową zatrzymano i aresztowano księdza podejrzanego o zgwałcenie 20-letniej parafianki. Wtedy do mieszkającej w Łodzi siostry duchownego dzwoni nieznany mężczyzna, podaje się za księdza Adamczyka z Warszawy. Oferuje pomoc w zamianie aresztu na kaucję.

Na wskazane przez niego konto siostra księdza wpłaca 10 tys. zł. Potem ma dorzucić jeszcze 6 tys. zł, ale ksiądz nie wychodzi z aresztu, więc jego siostra powiadamia o wszystkim Kurię Metropolitalną, a ta prokuraturę.

Tak sprawa oszusta wychodzi na jaw. Okazuje się nim Sławomir J. Śledczy zbadali, że konto, na które trafia przelew, należy do 43-letniej Elżbiety Z., pielęgniarki z Krakowa. Ona przyznaje, że zna Sławomira J.

- Byłam samotna, wychowywałam kilkunastoletnią córkę i Sławomira J. poznałam przez ogłoszenie matrymonialne - powie na przesłuchaniu. Mężczyzna przedstawia się jej jako Sandro Jonas, jubiler mieszkający w Niemczech. Od zauroczonej pielęgniarki wyłudza 40 tys. zł, które ona pożycza od znajomych i z banków. W swoim stylu pewnego dnia luby znika.
Po długiej nieobecności dzwoni, twierdzi, że jest w USA, miał wypadek i cierpi na zanik pamięci. Kobieta wierzy we wszystko, bo J. obiecuje, że zabierze ją i jej córkę do swej ciotki w Ameryce. Trafiające na jej konto pieniądze Elżbieta Z. natychmiast przelewa na inny rachunek. Orientuje się, że przekazów stale przybywa, ale wysyła je dalej bez pytania. To wpłaty od 4 do 10 tys. zł. Gdy pielęgniarka trafia za kratki już nie kryje kochanka.

- Myślałam, że to pieniądze od jego kontrahentów i że robię mu uprzejmość - broni się.

Zobacz także: Rodzina ofiar Goebbelsa dostanie odszkodowanie

Policjanci z CBŚ sprawdzają, że gotówka dalej trafia na konto żony oszusta, Renaty J. Ona twierdzi z kolei, że była przekonana o legalnych źródłach pochodzenia pieniędzy. Wpłaty przelewała dalej na rachunki męża, Sławomira J.

- Jestem jego ofiarą, zawsze mnie oszukiwał. Kochałam go, czekałam trzy i pół roku aż wyjdzie z więzienia. Dawałam mu szansę nieraz, a on zniszczył mi życie - płacze. W końcu rozwodzi się z przestępcą.

Nie przyznaje się do winy, współudziału w licznych oszustwach.

Nie kryje, że partner oszukał ją nawet ze ślubem.

- Wzięliśmy cywilny i kiedy miał być kościelny dopiero wtedy dowiedziałam się, że on już ma taki za sobą i czeka na jego unieważnienie, a tymczasem dla nas była już zamówiona sala i zaproszeni goście - relacjonuje.

Wychodzą na jaw kolejne przekręty Sławomira J., który dzwoni do krewnych sędziów i działaczy zamieszanych w korupcyjną aferę piłkarską.

Za pomoc w uwolnieniu słynnego Ryszarda F. "Fryzjera" usiłuje w czerwcu 2006 roku wyłudzić od jego brata Zbigniewa 4 tys. zł. Podaje się za kapelana więziennego, który spowiada "Fryzjera" w celi.

To błąd.

- W cuda nie wierzymy, by Rysiu był u spowiedzi. I na spowiedzi powiedział, żeby uszykować cztery tysiące? - dziwi się rodzina aresztowanego i zawiadamia prokuraturę.

Rzekomy ksiądz podaje numer telefonu oraz numer konta, na które mają wpłacić pieniądze. Polecenia nie wykonują.

Ale oszustowi udaje się ta sztuka z Tomaszem P., częstochowskim sędzią piłkarskim, który boi się aresztowania. By nie trafić za kratki daje 5 tys. złotych.
Okazuje się, że wyłudził je Sławomir J.

Potem oszust dzwoni do rodziny Aleksandry J., byłej rzecznik rządu, która właśnie trafiła za kratki za łapówki.

Nikt nie decyduje się jednak przekazać gotówki Sławomirowi J., który tylko w ciągu kilku miesięcy 2006 roku zarabia na obietnicach uwalniania podejrzanych z aresztów ponad 28 tys. złotych.

Proces "Maczety" i współpracujących z nim dwóch kobiet rusza w marcu 2008 roku.
Sławomir J. utrzymuje, że dane osób aresztowanych i kontakty do ich rodzin podrzucał mu Jan G. ps. Gruby. To kolejna podpucha "Maczety", który dobrze wie, że jego wspólnik dawno zmarł śmiercią naturalną.

Za inne sprawki oskarżony winę bierze na siebie.
- Współoskarżone są niewinne, one udostępniły mi tylko swoje konta bankowe - wyjaśnia przed sądem.

Nie chciał brać udziału w dalszym procesie, bo - jak mówił - jest mu dobrze w areszcie. Akurat odsiaduje poprzednie wyroki za oszustwa w więzieniu w Jastrzębiu-Zdroju.

To zakład karny o złagodzonym rygorze.

Sławomir J. dostaje przepustkę i 23 września 2009 roku ucieka. Sąd w Częstochowie właśnie wydał za nim Europejski Nakaz Aresztowania. Na razie bez skutku.

Wybierz małopolską miss internetu. Zobacz zdjęcia pięknych dziewczyn!
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Podrobili 17 tys. ton paliwa, staną przed sądem
Najciekawsze świąteczne prezenty, wigilijne przepisy, pomysły na sylwestra - wszystko w serwisie świątecznym**swieta24.pl**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska