
Po meczu Wisły z Resovią nasuwają się optymistyczne wnioski, które już w sobotę zweryfikuje w Krakowie Arka Gdynia. Przejdź do galerii, przesuwaj zdjęcia w prawo

Po pierwsze Wisła ma dobrze wyszkolonych zawodników
Na tle Resovii wyraźnie było widać, o wiele wyraźniej niż we wcześniejszym meczu z Sandecją, że Wisła ma w kadrze zawodników umiejących sobie radzić z piłką przy nodze. To niby oczywiste, że tak powinno być, ale w I lidze jest wiele drużyn, którym piłkarzy z takimi możliwościami brakuje. Już więc wiadomo, że zespół Jerzego Brzęczka będzie się w tym gronie wyraźnie wyróżniał. Co nie znaczy, że za każdym razem będzie z dużą łatwością przekuwał tę przewagę na gole i zwycięstwa. Tak to w piłce nożnej nie działa, a im niższy poziom rozgrywek, tym ten atut odgrywa mniejszą rolę.

Po drugie Wisła dobrze kombinowała w ataku
O to były największe obawy, bo w spotkaniu z Sandecją krakowianie przeprowadzili przeraźliwie miało sytuacji, które miały prawo skończyć się golem. Trener Brzęczek na obronę swoich piłkarzy wyciągnął ubiegłoroczne statystyki, z których wynikało, że sądeczanie byli najlepiej broniącą drużyną I ligi – pozwolili rywalom na stwarzanie w trakcie meczu przeciętnie zaledwie… 1,18 akcji bramkowej. Swój optymizm opierał więc na tym, że z innymi defensywami wiślakom powinno już być tylko łatwiej. W konfrontacji z Resovią sprawdziło się to w 100 procentach, bardzo dobrych okazji na gole było co najmniej pięć-sześć.

Po trzecie Wisła zaskoczyła skutecznością
W Rzeszowie padło dla krakowian dwa gole. Można się czepiać Michała Żyry, że wykorzystał tylko jedną z trzech, a nawet czterech bardzo dobrych okazji, ale gdyby każdy ofensywny zawodnik w zespole Jerzego Brzęczka grał na takim procencie skuteczności można by ze spokojem czekać na przyjazd nowego napastnika. Tak jednak nie jest, dlatego 29-latkowi należą się pochwały. Podobnie jak Igorowi Łasickiemu, który z zaskakującą łatwością w dwóch ostatnich meczach dochodził do sytuacji strzeleckich.