Do ataku doszło 25 marca 2010 r. po południu. Kobieta podjechała pod dom mercedesem. Wtedy podbiegł do jej auta ubrany w kominiarkę mężczyzna i przez otwarty w samochodzie dach wylał kwas ze słoika na głowę 29-letniej kobiety.
Zaatakowana przejechała jeszcze 20 m, zatrzymała pojazd i zaczęła ściągać ubranie. Krzyczała i wzywała pomocy. Pomógł jej przypadkowy przechodzień. Poszkodowana trafiła do szpitala, a na miejscu zajścia policjanci znaleźli rozbity słoik, zakrętkę twist. W aucie i na ubraniu kobiety były resztki kwasu. Jeden świadek zeznał, że widział sprawcę, gdy siedział na ławce przed blokiem i na kogoś czekał. Mężczyzna miał około 180 cm wzrostu i mniej więcej 35 lat. Pokrzywdzona zapamiętała, że był ubrany na czarno. Nie zauważyła, czy miał rękawiczki.
Kobieta od roku wraz ze wspólniczką prowadziła taneczno-muzyczny klub nocny ze striptizem, wcześniej sama była tancerką w innym klubie. W Diamondzie zatrudniła ochroniarzy, którymi kierował Roman P., policjant z kompanii antyterrorystycznej. Wziął do pomocy trzy osoby, w tym komandosa z "czerwonych beretów" i Mariusza G. ps. "Hulk", który stał też na bramce w innym klubie. Brali po 200 zł za noc plus nadgodziny.
W lutym 2010 r. kobieta zwolniła całą czwórkę. Była niezadowolona z ich pracy. Mieli dokonywać nadużyć finansowych i dorabiać za plecami właścicielek.
Od tej chwili Diamond był systematycznie niszczony przez "nieznanych sprawców". Gdy kobiety chciały wynająć profesjonalną firmę do ochrony, "Komandos" odmówił od razu, a "Solid" zrezygnował po jednym dniu. - Powiedzieli, że nie przyjadą więcej, bo się boją - zeznała jedna z właścicielek.
Zaczęły się mnożyć akty wandalizmu. Raz ktoś wlał śmierdzący kwas masłowy do wentylacji lokalu, innym razem oblano nim drzwi klubu, podłożono petardę hukową, zniszczono kaseton reklamowy. Na telefon jednej z właścicielek 5 lutego 2010 r. przyszedł SMS z groźbami i żądaniem zapłaty 20 tys. zł. Wiadomość wysłano z telefonu Mariusza G. Mężczyzna pobił też i zaatakował na ulicy w centrum Krakowa gazem pieprzowym dwóch znajomych właścicielek Diamondu, którzy byli stałymi klientami lokalu. Ci mężczyźni wczoraj przed sądem opowiadali o agresywnych zachowaniach Mariusza G.
- Byłem jedną z osób, które powiedziały właścicielkom Diamondu o przekrętach ochroniarzy. W konsekwencji ich zwolniła. Mariusza G. rozpoznałem też jako osobę, która zniszczyła reklamowy kaseton - zeznawał Dariusz D. O tym, że został pobity, zawiadomił policję, miał obdukcję lekarską. Z kolei zaatakowany Zbigniew S. opowiedział, jak po pobiciu na ul. Szewskiej Mariusz G. użył wobec niego gazu. Pokrzywdzony od tej pory ma bóle i zawroty głowy.
Kulminacją agresji wobec właścicielek klubu było oblanie kwasem jednej z nich. Policja nie złapała sprawcy. Śledztwo trwa. Pokrzywdzona jest pod opieką lekarzy ze Szpitala im. L. Rydygiera. Doznała oparzeń III stopnia.
Mariusz G. odpowiada przed sądem tylko za naruszenie nietykalności cielesnej dwóch mężczyzn, groźby i próbę wymuszenia 20 tys. zł od właścicielek Diamondu. 30-latek, absolwent Politechniki Krakowskiej, inżynier, nie był wcześniej karany. Przyznaje się tylko do wysłania SMS-a. W areszcie spędził pół roku, teraz pozostaje pod dozorem policji i ma zakaz opuszczania kraju. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Kraków: słynne krypty w fatalnym stanie [ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!