Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powrót "Gumisia". Terroryzował Kraków zamachami bombowymi. Dziś odpowie za kradzieże aut

Marta Paluch
Sylwester A. odpowiada przed krakowskim sądem za kierowanie gangiem złodziei samochodów
Sylwester A. odpowiada przed krakowskim sądem za kierowanie gangiem złodziei samochodów Fot. Artur Drożdżak
"Gumiś", czyli Sylwester A., w 1994 roku podkładanymi przez siebie bombami domowej roboty sparaliżował Kraków. Dziś odpowiada przed sądem za kierowanie gangiem złodziei aut.

Gumiś Czyli Sylwester A. Rocznik 1944. Wielokrotnie karany za kradzieże m.in. aut, często działał w grupach przestępczych. Pierwszy wyrok dostał w 1972 roku. Najbardziej znany z podkładania bomb w Krakowie we wrześniu 1994 roku. Został za to skazany na 5,5 roku więzienia. Teraz grozi mu kara 10 lat więzienia za kierowanie gangiem złodziei samochodów.

***

W "samochodach" robił niemal od zawsze, był łapany, skazywany za kradzieże, wychodził i znowu wracał do przestępczego procederu. Sławę, której nigdy nie zdobyłby jako złodziej samochodów, przyniosły mu własnoręcznie skonstruowane bomby, którymi w 1994 roku rzucił na kolana cały Kraków. Dziś prokuratura zarzuca mu kierowanie gangiem, który kradł auta za granicą. Pod sąd idzie 19 osób. Tymczasem Sylwester A. zawsze chciał, by jego przezwisko kojarzyło się z kimś miłym, kto nikomu nie robi krzywdy. Przecież Gumiś to taki fajny, uczynny, pomocny miś...

Spokojny emeryt
Sylwester A. nie przypomina ani szefa gangu, ani tym bardziej terrorysty. Niewysoki, szczupły, ma wygląd spokojnego emeryta. Dziś ma 71 lat.

- Nigdy nie miał w sobie nic z bandziora. On… dał się lubić - mówią dziennikarze, którzy mieli z nim kontakt. Podkreślają, że widać po nim było, że jest nieprzeciętnie inteligentny. To zawsze był jego atut. Co go zgubiło? Niektórzy twierdzą, że megalomania…

Ale od początku. Jeśli wierzyć temu, co Gumiś opowiadał o sobie, życiorys miał dość barwny. Rocznik 1944, rodem z Zakopanego. Z wykształcenia technik budowlany. W latach 60. odbywał służbę wojskową. Jak opowiadał A., został wyselekcjonowany wraz z innymi żołnierzami do "dywersji". Podczas szkolenia w ZSRR, w Riazaniu, nauczył się konstruowania ładunków wybuchowych z "cywilnych" składników, np. rolniczych nawozów. A potem, jak mówił, zapomniał o tej wiedzy i zaczął zwyczajne życie.

Mieszkał w Trzebini. Sąsiedzi mieli go zawsze za miłego i uczynnego - nawet po jego schwytaniu wielu nie mogło uwierzyć, że A. to Gumiś. Udało mu się też przepracować uczciwie kilka lat. Między innymi w Kopalni Rudy Cynku Trzebionka w Trzebini.
Życie spokojnego obywatela szybko mu się znudziło. W 1972 roku dostał wyrok za zuchwałe kradzieże z włamaniem. Wyrok: 10 lat. W 1981 roku kolejny wyrok za to samo: 9 lat. Gumiś włamywał się do Peweksów, był też członkiem gangu kradnącego auta.

- Było w nim sporo złodziejskiej dumy z tego, że jest dobry w swoim fachu - mówi Marek Bartosik, były dziennikarz ,,Gazety Krakowskiej", który w 2002 r. przeprowadził wywiad z Gumisiem. A. miał niezwykłą wiedzę o samochodach: skąd sprowadzić, gdzie sprzedać, jakie części kupić. Czy do tego potrzebne mu było pół miliona niemieckich marek, których zażądał, gdy podkładał bomby w 1994 roku?

Dziennikarzom mówił: potrzebowałem kasy. Marzył o wejściu na zachodni rynek, rozkręceniu własnego biznesu. Ale miał też żyłkę ryzykanta. "Chciałem, żeby ktoś poczuł smród w gaciach, żeby się troszeczku bali, więc wyszło mocno" - mówił w wywiadzie. Maciej Kwaśniewski wspomina: - To facet o gigantycznej inteligencji, na której cieniem się kładła jego nie mniejsza megalomania. Tak jakby musiał zawsze udowadniać, że jest najlepszy - opowiada dziennikarz.

Potrzebowałem kasy
Czwartek, 1 września 1994 r., godz. 10.50. Do redakcji "Gazety Krakowskiej" dzwoni mężczyzna. Ma charakterystyczny, nieco metaliczny głos.

- Czy pracujecie w sobotę. Bo chciałem przekazać wiadomość…
- Na pewno ktoś będzie….
- Bo chciałbym zostawić wiadomość…
- Przepraszam, wezmę tylko coś do pisania… Słucham?
- W tej sprawie chciałbym się kontaktować tylko z wami. A teraz najważniejsze: na dworcu PKS w Krakowie w czerwono-fioletowej torbie jest bomba.

Dziennikarz dzwoni na policję. Ta ewakuuje dworzec. Jest godzina 11.07. Bomba była prawdziwa. Ładunki wypełnione amonitem - materiałem używanym do rozsadzania skał w kamieniołomach, z elektrycznym zapalnikiem czasowym. Wiadomo było, że nie zrobił tego amator.

Do wybuchowej paczki dołączony jest list w białej, podłużnej kopercie. Żądanie: 500 tys. marek niemieckich, w ciągu 48 godzin. Zamachowiec groził, że jeśli żądanie nie zostanie spełnione to zdetonuje ładunki w trzech innych punktach miasta. Podpisał się: "Gumisie".

O godz. 22.50 Gumiś znowu dzwoni do redakcji "Gazety Krakowskiej". Ponawia żądanie okupu.

Ja nie żartuję
Sobota, 2 września. Gumiś znowu dzwoni do naszej gazety. - Bzdury wypisujecie o tej bombie. Nieprawdą jest, że została rozbrojona w ostatniej chwili - nie mogła wybuchnąć, bo kabel zasilania od zapalnika był odłączony. Martwi mnie niezdecydowanie notabli miasta. Prawdopodobnie niedługo przekonają się, że ja nie żartuję - mówi.

Podaje adres na zakopiańskich Krupówkach, gdzie policjanci mają zostawić w aucie torbę z pieniędzmi. Jednak tylko ich obserwuje. Potem powie, że wtedy ,,połowa Krupówek to byli policjanci w cywilu".

W niedzielę kolejny alarm bombowy na dworcu PKP w Krakowie. Miasto huczy od plotek i domysłów: kim jest? Dlaczego to robi? Pojawiają się fantastyczne teorie: to bezrobotny. Albo ubek, który chce pokazać, że tacy jak on mogą się jeszcze w policji przydać…

Kwaśniewski: - Atmosferę w tych dniach można porównać do wojny. Wszędzie policyjne patrole, dziennie zgłaszano po 20 ataków bombowych, fałszywych. Ale ze wszystkich tych miejsc trzeba było ewakuować ludzi. Miasto było zablokowane, policja miała plan ewakuacji poszczególnych dzielnic.

Mec. Krystyna Kaleta-Wyroba, która jako prokurator prowadziła wtedy śledztwo: - Na początku nie wiedzieliśmy z kim i z czym mamy do czynienia. Było bardzo dużo niewiadomych: jaki ładunek był podłożony, kto go podłożył. Pamiętajmy, że w tamtych czasach nie mieliśmy prawie żadnego doświadczenia w dziedzinie terroryzmu. To była największa sprawa, jaką pamiętam. Na początku zaangażowanych było w nią kilku prokuratorów.

Nigdy nie atakuję ludzi!
Wtorek, 6 września. Do redakcji ,,Gazety Krakowskiej" przychodzi kolejny list od Gumisia. Ostrzegał w nim, że podłożył jeszcze 13 ładunków, w tym w trzech krakowskich kościołach: Mariackim, oo. Dominikanów i św. Floriana. Podkreślał, że za dużo pieniędzy wydaje się na remonty świątyń, a nie ma ich na tanie leki… Zakończył go słowami: "Niech żyje karnawał w Krakowie! Ja wiem, na co przeznaczyć te pieniądze".


Okładka Gazety Krakowskiej z 7 września 1994 roku. Tak wtedy wyglądał Gumiś

Wtedy policja wiedziała już, kim jest. Jeden z policjantów, który wcześniej przesłuchiwał Sylwestra A., rozpoznał jego głos. Policja przekazuje mediom jego zdjęcie - jest zupełnie niepodobne do portretu pamięciowego, który narysował policyjny specjalista pod dyktando jednego ze świadków. Policja: jest groźny, może być uzbrojony. Gumiś w swoim liście protestuje: "NIGDY! Nigdy nie atakuję ludzi! Ładunki są nieuzbrojone!

Miał trochę szczęścia, a trochę grał w kotka i myszkę z policjantami. Opowiadał potem, że przeszukanie swojego mieszkania w Trzebini obserwował z ławki niedaleko domu…

W tych dniach ma miejsce nieudane zatrzymanie Gumisia. Zaczęło się od kolejnego alarmu bombowego na dworcu w Krakowie. Cały kwartał był otoczony przez policję. W środku było kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Dwóch dziennikarzy "Czasu Krakowskiego" widzi nagle, że operacyjni wycofują się i z piskiem opon gdzieś jadą.

- Pojechaliśmy za nimi, przez skrzyżowania na czerwonym, sto na godzinę. Dojechaliśmy na dworzec w Trzebini, gdzie policjanci złapali i rzucili na ziemię wysiadającego z pociągu mężczyznę. Miał okrągłe ze zdumienia oczy. Okazał się zupełnie niewinny - wspomina Maciej Kwaśniewski.

Jak się potem okazało, trop był dobry, tylko Gumiś znowu miał szczęście. Przyjechał innym pociągiem do Trzebini. Policyjną akcję obserwował z przejścia nad torami.

Minister sprawiedliwości wyznaczył nagrodę za złapanie Gumisia: 100 mln złotych (10 tys. nowych złotych).

Ciekawe są opisy katowickich i krakowskich śledczych, którzy wtedy prowadzili postępowanie. Katowiccy: półinteligent, który skończył ledwo siedem klas, nieokrzesany małomiasteczkowy złodziej. Krakowscy: Ma wysoki iloraz inteligencji (ponad 120), zna się na pirotechnice, ma uzdolnienia muzyczne, gra na fortepianie i klarnecie…

Bałem się, że mnie zabiją
Wpadł w Koszalinie, gdy chciał sobie wyrobić dowód osobisty na inne nazwisko. Miał brodę i wąsy, ale rozpoznała go urzędniczka. Już wcześniej wiedział, że nie dostanie pieniędzy. Trochę się bał. - Kiedy opublikowali moje zdjęcie, wydawało mi się, że każdy mi się przygląda - mówił potem. Nazywano go terrorystą. Nie chciał, żeby policjanci zastrzelili go podczas obławy.

Sylwester A. w 1996 roku został skazany na 5,5 roku, potem doszły inne wyroki. Prokurator Krystyna Kaleta-Wyroba: Pamiętam, że spokojnie i obszernie wyjaśniał. Jaki był? Z wyglądu zupełnie zwyczajny. Spokojny, nierzucający się w oczy. Mógł łatwo schować się w tłumie.

Znowu poszedł siedzieć do Strzelc Opolskich. Został kucharzem. Gdy przychodziły wycieczki, klawisze pokazywali go: Patrzcie, a to jest nasz Gumiś.

Kiedy wyszedł w 2002 roku, zaczął udzielać wywiadów dziennikarzom. Mówił, że podkładał bomby, bo potrzebował pieniędzy, ale też była w nim dziecięca chęć zrobienia komuś psikusa. I że wybrał Kraków, bo to… jego ukochane miasto.

Cały czas czuł też potrzebę, by wpływać na rzeczywistość. Przychodził między innymi do "Gazety Krakowskiej", przynosił informacje o aferach związanych z handlem materiałami rozszczepialnymi. - Chciał, żebyśmy się zajęli tym handlem, ale też żądał pieniędzy za informacje. Wiem, że policja jedną z tych spraw badała - mówi krakowski dziennikarz, który chce zachować anonimowość.

Czasem A. dzwonił do niego, bo chciał po prostu pogadać. - Potrafię być dobrym człowiekiem, starającym się każdemu pomóc i taką mam opinię. Większość sąsiadów mnie lubi - mówił Sylwester A.

Krótki oddech wolności
I mógł tak, otoczony lubianymi sąsiadami, żyć sobie spokojnie na wsi. Wspólnie z żoną wychowywać dziecko. Długo jednak nie wytrzymał.

Kolejny wyrok dostał za paserstwo, wyszedł w 2008 roku. Pięć lat później wrócił do więzienia. Okradł piekarnię Awiteksu. Włamał się, zdążył ukraść telefon komórkowy wart 100 zł, 9 drożdżówek, 2 kg ciastek i 102 złote. Jedna z sąsiadek piekarni usłyszała hałas i zadzwoniła na policję. Policjanci nie mogli się nadziwić, że taki inteligentny, a tak głupio wpadł.

- Mogłem wyciągnąć rękę po zapomogę lub dokonać przestępstwa, by przetrwać zimę w zakładzie karnym - tłumaczył w sądzie. Skarżył się, że nie ma z czego żyć. Dostał rok więzienia.

Nie miał pieniędzy, bo prokuratorzy zajęli mu majątek pochodzący z kradzieży. Już wtedy prowadzili śledztwo w sprawie gangu złodziei samochodów, którego był szefem. Niemal 70-letni, kierował kilkunastoma osobami. Kradli drogie auta w Szwajcarii i Niemczech, a potem sprzedawali na Ukrainie, Słowacji i w Polsce. Włamywali się do salonów samochodowych, kradli kluczyki i wyjeżdżali nowiutkimi autami.

Kiedy złapano go w 2012 roku, przyznał się do winy i opowiedział, w jaki sposób działała grupa. W sądzie będzie odpowiadał z wolnej stopy - z tymczasowego aresztu wyszedł w 2012 r. Prokurator żąda dla niego kary 10 lat więzienia. Jeśli ją dostanie, wyjdzie zza krat już po 80-tce.

Jest rozwiedziony, bez pracy, bez prawa do emerytury. Jak mówił, nie ma nawet stałego adresu zameldowania… To smutny koniec złodzieja o nieprzeciętnej inteligencji.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska