W dniu zdarzenia ok. 1.50 w nocy, do budynku stacji paliw wszedł mężczyzna z kominiarką na głowie. Później okazało się, że był to Piotr G. W tym momencie stację obsługiwało dwoje pracowników.
Napastnik podszedł w pobliże środkowej kasy i powiedział dwa razy do kobiety “to jest napad, dawaj klucze do sejfu”. Pokrzywdzona odpowiedziała że: „kolega jest na zapleczu” i zadzwoniła po niego dzwonkiem. Piotr G. wyszedł za ladę, zbliżył się do niej, wyjął nóż z ostrzem o długości około 5-10 cm, skierował go w stronę pokrzywdzonej i powtórzy raz, że to jest napad i żeby dać mu klucze do sejfu.
Zaraz potem otworzył drzwi prowadzące na zaplecze, gdzie w progu stał drugi pokrzywdzony. Oskarżony zażądał od niego wydania pieniędzy, razem udali się do sejfu stojącego w biurze stacji. Piotr G. ponaglał pracownika do wydania gotówki. W końcu wziął do rąk banknoty z sejfu. W pośpiechu opuścił stację.
Z pieniędzmi poszedł do mieszkania, przyznał się matce do dokonania rozboju. Następnego dnia za skradzione pieniądze kupił sobie ubrania, samochód (z ogłoszenia w internecie), oddał pożyczone pieniądze i wyjechał z Polski.
Pieniędzmi pochodzącymi z rozboju opłacił winiety, paliwo, nawigacje do samochodu i jedzenie. Matka zapłaciła jego rachunki za telefon (250 zł - również pieniędzmi pochodzącymi z rabunku).
W czasie, gdy Piotr G. był w Czechach, zadzwonił do niego wujek i przekonywał, by przyznał się do napadu i zgłosił się na policję. Oskarżony wrócił do Polski, do miejsca zamieszkania wujka. Tam został zatrzymany przez funkcjonariuszy.
W czasie rozboju Piotr G. zabrał z sejfu 20 700 zł., w trakcie kradzieży zgubił jednak dwa pliki banknotów w łącznej kwocie 3 300 zł. Przyznał się do winy i wyjaśnił, że od pewnego czasu miał problemy finansowe w domu, był bezrobotny i utrzymywała go matka. Z powodu złej sytuacji rodzinnej miał depresję. Wcześniej pracował na stacji paliw i dlatego wiedział, gdzie przechowywane są pieniądze.
Myślał o szybkim znalezieniu gotówki i "spontanicznie" przyszedł mu do głowy pomysł rozboju, nie planował tego z dużym wyprzedzeniem. Zabrał nóż z kuchni, aby zastraszyć pracowników, kominiarkę nabył od kolegi. W dniu zdarzenia wyszedł z mieszkania w nocy, bo „poczuł po prostu, że może to zrobić”, obserwował stację i gdy stwierdził, że nie ma na niej klientów, włożył kominiarkę, rękawiczki i napadł na stację. Nie był wcześniej karany sądownie. Grozi mu do 15 lat więzienia. Jego matka została oskarżona o paserstwo, grozi jej 5 lat więzienia.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+