O tym, że ukraść można dziś praktycznie wszystko, boleśnie przekonują się pszczelarze z powiatu gorlickiego. Zniknąć potrafi nie tylko jeden ul, ale też cała pasieka. Nie wiadomo, kto kradnie pszczoły, jednak pewne jest to, że złodzieje muszą się trochę na nich znać. Żaden laik nie zbliży się przecież w nocy do ula pełnego pszczół.
- Nasze problemy zaczęły się na wiosnę tamtego roku - mówi Krzysztof Zawiła, właściciel gospodarstwa pasiecznego w Sękowej. - Mamy prawie 600 rodzin pszczelich, więc dostawiamy ule na terenie kilku gmin powiatu. Ktoś ukradł nam wtedy w Kwiatoniu dwa ule z pszczołami - dodaje.
Ten rok zaczął się też od strat, również na stanowisku w Kwiatoniu.
- Straciliśmy cztery ule - relacjonuje pszczelarz. - Wiosną jest dużo pracy w pasiekach, więc nawet nie mieliśmy czasu, by to formalnie zgłosić na policji, jedynie zasygnalizowaliśmy to funkcjonariuszom - mówi.
Dwa miesiące po pierwszej stracie złodziej ponownie zakradł się do pasieki Zawiłów. Zginął jeden ul i cztery daszki do nich. Po kilku miesiącach spokoju nastąpił kolejny atak.
- Na przełomie lipca i sierpnia, dokładnie w tym samym miejscu straciliśmy pięć uli - informuje pan Krzysztof. - To dla nas bardzo dziwna kradzież, bo już po sezonie, więc złodziej nie zyska miodu, choć pszczoły były już „zakarmione” na zimę, ale przecież nie wiadomo jak przezimują - dodaje.
Teraz Zawiłowie zgłosili kradzież na policji, wyceniając swoją ostatnią stratę na 3500 złotych.
- Dla bezpieczeństwa uli, wszystkie zabraliśmy ze stanowiska w Kwiatoniu - mówi. - Tamto miejsce jest z dala od domów, na łące pod lasem, więc baliśmy się dalszych strat - dodaje.
Jak dowiedzieliśmy się od Grzegorza Szczepanka, rzecznika gorlickiej policji, faktycznie prowadzone jest w tej chwili dochodzenie, dotyczące skradzionych uli.
- Na początku lipca zostało umorzone inne postępowanie dotyczące wcześniejszych kradzieży - mówi policjant. - Niestety powodem była niemożliwość ustalenia sprawcy. Mam nadzieję, że sprawa tych ostatnich kradzieży znajdzie swój szczęśliwy dla poszkodowanych finał - dodaje.
Szacując straty po kradzieży, należy brać pod uwagę nie tylko koszt uli czy pszczół, ale też m.in. koszty ich zimowego dokarmiania oraz ceny miodu, który w pasiece mógł być wyprodukowany. Są jeszcze koszty emocjonalne - pszczelarstwo bowiem to pasja, która trwa przez całe życie.
Rodzina Zawiłów to pszczelarze od trzech pokoleń. Pierwszą pasiekę miał dziadek pana Krzysztofa, Władysław, w Szerzynach. Fach przejął po nim syn Roman, którego ule stanęły w Sękowej. Po nim z pszczołami pracują dwaj bracia, właśnie Krzysztof i Roman. Z efektów pracy pszczół żyją teraz trzy rodziny. - Temu, kto wskaże złodzieja, przekażemy 2000 złotych nagrody - zapowiadają zgodnie bracia. - Prosimy o kontakt pod nr tel. 18 351 81 14 - dodają.