Pogoda kolejny raz zwariowała. Po kwietniowym letnim uderzeniu przyszły chłody, a nawet przymrozki. Nawet słynne już prognozy Eugeniusza Liany, gorlickiego grzybiarza coraz rzadziej przekładają się na rzeczywistość.
- W lesie beton – mówi obrazowo. - Tak sucho, że o grzybach nawet nie ma co marzyć. Już sam nie wiem, czym się kierować, co myśleć o tym wszystkim. W sobotę byłem w Ropicy Górnej. Miałam sprawdzić, czy jakieś kapelusze się nie wykluwają z ziemi, ale złapał mnie deszcz. Oberwanie chmury normalnie. Nawet z auta nie wyszedłem. Pomyślałem: pojadę w niedzielę czy poniedziałek. Coś się w końcu powinno pojawić. Choćby maleńki grzybek. Nie znalazłem nic – mówi z goryczą.
Po kwietniowym wybuchu lata, wiele dni z przymrozkami
Pszczelarze też narzekają na suszę. Bo jak dopadnie rośliny, to one w obronnym odruchu, nawet nektaru nie wydzielają.
- Wiem, że bliżej Gorlic nie jest tak źle – mówi Kazimierz Madzula, pszczelarz z Gładyszowa. - Ale u nas – nie ma się z czego cieszyć. Noce zimne, jeszcze kilka dni temu były przymrozki. Akacja wymarzła całkowicie. To samo z klonami, wierzbami, jaworem. Może teraz się coś się coś poprawi, bo pogoda lepsza, więc i pszczoły aktywniejsze. Jednak na plony w postaci miodu to nie liczę wcześniej, jak w połowie czerwca – dodaje.
Miodowe szaleństwo w Jankowej
Rzeczywiście, w okolicach Bobowej, sytuacja z miodami jest kompletnie inna. Józefa Ziębę, pszczelarza z Jankowej zastaliśmy akurat w pasiece. Wokół miał rój owadów, co doskonale słychać było nawet przez telefon. Zadowolenie gospodarza też dało się wyczuć.
- Jedna z lepszych wiosen – cieszy się. - To już mój drugi zbiór w tym roku, bo pierwszy miód zebrałem 15 kwietnia. Mniszkowy to był. Owszem, miał trochę dodatku z drzew owocowych, ale mniszek dominował – wyjaśnia.
Teraz akurat zajmuje się akacją. W jego rejonie kwitnie jak szalona. Tak samo zresztą, jak wierzby czy klony. Przymrozki, o których wspominał Madzula, nie dosięgnęły ziemi bobowskiej, było i jest ciepło, więc pszczoły mają co robić.
- Jest naprawdę dobrze – podkreśla.
Warto tutaj wspomnieć, że pasieka Józefa Zięby jest znana w regionie. Nie tylko z miodów, ale też z otoczenia, które ją tworzy. Jego ule mają różne kształty, a co za tym idzie, również kolory. Jeden przypomina kościół, choć nie jest odzwierciedleniem żadnej konkretnej świątyni. Kolejny został wydrążony w pniu drzewa, a dla pracowitych owadów jest imitacją naturalnej barci, w której żyją na dziko.
- Z pożytków to każdy pszczelarz się cieszy. Miód przecież i smaczny i zdrowy, ale radość największą mam ze zdrowych pszczelich rodzin - podkreśla.
W okolicach Gorlic czekają na kwiaty
Najwyraźniej jednak miodobranie w Gorlickiem jest tej wiosny mocno zróżnicowane. Dosłownie, bo o ile w Jankowej było i jest obficie, to w okolicach miasta już mniej. Wiesław Siarka, prezes gorlickiego koła terenowego Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Krakowie podsumowuje krótko: tragedii nie ma, ale szału też nie ma.
- Akacja była, ale nie za wiele – wylicza. - Teraz liczymy na kruszynę, malinę, ostrężyny i wszelkie polne kwiaty – wylicza. - Jeśli nie pokaże się spadź, to nastanie długa przerwa – dodaje.
