- Od kiedy wyznaczyliśmy datę referendum w sprawie odwołania burmistrz i rady miejskiej w Wadowicach, ciągle napływają do nas zawiadomienia o łamaniu procedur - przyznaje Zdzisława Romańska z krakowskiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego. - Ostatnie takie zawiadomienie dostaliśmy w czwartek.
Złożył je Mateusz Klinowski. Radny i współorganizator referendum. Twierdzi, że świadkowie widzieli, jak plakaty niszczą... pracownicy wadowickiego magistratu.
Urząd Gminy w Wadowicach ma obowiązek informować mieszkańców o szczegółach nadchodzącego referendum w sprawie odwołania burmistrz Ewy Filipiak. Odbędzie się ono 27 października. Obwieszczenia wyborcze powinny się znaleźć m.in. w każdym sołectwie i w mieście, w takiej liczbie, by informacja dotarła do wszystkich mieszkańców. Jednak obwieszczeń na ulicach nie widać. Komisarz wyborczy w Krakowie zarządził kontrolę w tej sprawie.
- W Wadowicach ktoś zrywa i niszczy plakaty, te wieszane przez Urząd Gminy, na których są m.in. informacje o lokalach wyborczych, a także te rozmieszczane przez inicjatorów akcji - mówi Zdzisława Romańska z delegatury Krajowego Biura Wyborczego w Krakowie. - Mamy bardzo dużo skarg w tej sprawie. Sprawdzamy, czy faktycznie dochodzi do łamania prawa - tłumaczy.
Za zniszczenie plakatu grozi do 5 tys. zł grzywny.
Gmina obwieszczenia powinna rozwieszać od czasu, gdy komisarz wyborczy wydał rozporządzenie o dacie referendum. Było to w połowie września. Marek Brzeźniak, sekretarz wadowickiego magistratu, twierdzi, że urząd wywiązuje się z obowiązku i akcja informacyjna o referendum jest prowadzona na szeroką skalę. - Wczoraj osobiście rozwieszałem trzecią partię plakatów - zapewnia.
Plakatowaniem miasta zajmują się też inicjatorzy referendum. - Nasze plakaty z datą głosowania i zarzutami referendalnymi ciągle znikają, niszczone są gabloty i tablice - skarży się Mateusz Klinowski, współinicjator referendum ze stowarzyszenia Inicjatywa Wolne Wadowice. Twierdzi, że zgłosiło się do niego kilka osób, któe widziały pracowników magistratu zrywających plakaty, nawet te urzędowe. Stowarzyszenie zawiadomiło o tym komisarza wyborczego. - W moim przekonaniu jest tak: pracownik gminy wiesza plakat, robi zdjęcie do dokumentacji, a potem zrywa plakat. Fotografię wysyła do komisarza wyborczego. Dowód, że urząd wywiązał się z obowiązku, jest na zdjęciu, a to, że ludzie nie są informowani, to już nie problem urzędników - mówi Klinowski.
Stanisław Kotarba, rzecznik wadowickiego magistratu, tych doniesień komentować nie chce. Marek Brzeźniak o takim procederze nie słyszał. - O niczym takim nie wiem. Wszystkie sołectwa są oplakatowane, a to czy informacje znikają, czy są zalepiane innymi plakatami, nie jest moją sprawą - tłumaczy.
Mieszkańcy Wadowic z niesmakiem obserwują tę przedwyborczą wojenkę. - To, co się u nas dzieje, nie jest normalne - mówi wadowiczanin Tomasz Kowalczyk.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+