Spacerowaliśmy z małym wokół przeszklonych budynków, aż oto ku jego radości dotarliśmy pod plac zabaw przy przedszkolu Centrum. Bawiła się tam grupka radośnie rozbrykanych dzieci w obecności przedszkolanek. Zapytałam (bardziej dla zasady), czy mały może pobawić się z dziećmi. Przedszkolanka oświadczyła, że nie jest pewna, czy regulamin pozwala na zabawę na placu dzieci spoza przedszkola. Poczuliśmy się jak intruzi. Mały jeszcze nie potrafi mówić, ale dużo rozumie. Wycofał się i pokazał na wózek. Opuściliśmy teren w poszukiwaniu przyjaźniejszych miejsc.
W domu zaglądnęłam na stronę internetową przedszkola JCI: "To miejsce o wyjątkowym klimacie, którego organizacja (...), sposób komunikowania się z dziećmi (...) tworzą uporządkowany świat poszanowania wartości ogólnoludzkich, etycznych zachowań oraz szacunku i zrozumienia dla potrzeb każdego człowieka". Sytuacja pod płotem placu zabaw była prawdopodobnie niezaplanowaną lekcją etyki. Morał, jaki wyciągnął mały z tego, jest taki, że regulamin jest ważniejszy, że istnieje podział na tych na placu zabaw i na tych pod płotem. Gdyby został wpuszczony na plac, to w tej interakcji nikt by nie tracił, a dzieci mogłyby zyskać na wspólnej zabawie. Czy jest to kolejny przejaw tendencji do ogradzania się, wyodrębniania, indywidualizacji dosłownie widocznej w ogradzanych placach zabaw, osiedlach itp. Etap przejściowy od mentalności społeczeństwa postkomunistycznego do obywatelskiego. Cóż, nadal jestem dumna, że na Ruczaju zlokalizowany został Kampus UJ i że miejsca te są w gruncie rzeczy miejscami otwartymi i przyjaznymi dla mieszkańców dzielnicy oraz, że tylko od ludzi zależy, czy tak w istocie będzie.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+