Każdy dzień pana Roberta, budowlańca z zawodu, od półtora roku koncentruje się niemal wyłącznie wokół dzieci.
- Wstaję wcześnie rano, bo trzeba przygotować im ubrania, dać coś do zjedzenia na śniadanie oraz wyprawić czwórkę do szkoły. W czasie, gdy zawożę ich na lekcje do Ostrowa, najmłodsza jest pod opieką sąsiadki - opowiada. Przejmuje ją po powrocie, karmi, a w południe usypia. Jednocześnie zabiera się za porządki, pranie i przygotowywanie obiadu. Zimą dochodziło jeszcze czasochłonne rozpalanie pieca i oczyszczanie go z nagromadzonego popiołu.
Popołudnia zazwyczaj również ma zajęte. Serwuje obiad, zmywa, prasuje ubrania, pomaga w odrabianiu lekcji, przygotowuje kolację i układa do snu.
Samotnym ojcem został po tym, jak sąd orzekł rozwód jego małżeństwa i przyznał mu opiekę nad dziećmi. Stało się to dlatego, że była żona nadużywała alkoholu i zaniedbywała wychowanie pociech. Po rozwodzie i wyprowadzce ze wspólnego domu odwiedziła ich tylko raz, na trzy godziny. Przestała też dzwonić i nie wiadomo, gdzie obecnie przebywa, co uniemożliwia m. in. uzyskanie od niej zasądzonych alimentów.
- Wcześniej pracowałem w Niemczech, żeby zarobić na żonę i dzieci. Musiałem jednak wracać, żeby ratować rodzinę. Pani sędzina dała mi wyraźnie do zrozumienia, że stoimy nad przepaścią i dzieci mogą trafić do adopcji - mówi mężczyzna.
Ojciec z piątką dzieci mieszka w Bobrownikach Małych, w rodzinnym domu Traczów. Drewniany budynek pochodzi z 1840 roku. Jego stan był katastrofalny, a w środku mało miejsca.
- Z najmłodszą córką zajmowałem mały pokoik. Pozostała czwórka spała na dwóch łóżkach w większym pokoju. Do tego była kuchnia i łazienka wydzielona z niewielkiego korytarza. To wszystko - mówi pan Robert.
Od miesiąca dom Traczów jest jednak w przebudowie. To zasługa Fundacji Fabryki Marzeń, która postarała się o projekt i niezbędne pozwolenia oraz przekazała część materiałów wykończeniowych.
O resztę zadbali sąsiedzi pana Roberta oraz liczne grono sponsorów i osób otwartego serca.
- Gdybym miał wymieniać, kto nam do tej pory pomógł, to byłaby to bardzo długa litania nazwisk. Pokłady ludzkiej życzliwości i ofiarności są nieprzebrane. Chodzę i pukam do drzwi wielu osób, w tym do lekarzy i przedsiębiorców, przede wszystkim z gminy Radłów. Niemal wszyscy, kiedy słyszą historię pana Roberta, bez słowa dzielą się tym, co mają - opowiada Marek Podraza, który podjął się koordynacji działań na rzecz poprawy losu Traczów. Od blisko trzech lat jest również społecznym kuratorem tej rodziny.
- Z zawodu jestem nauczycielem i w wakacje mam więcej wolnego. Wziąłem sobie za punkt honoru, aby nie zmarnować tych dwóch miesięcy, ale dobrze je spożytkować. Mam nadzieję, że we wrześniu pan Robert i jego dzieciaki wrócą do nowego domu - mówi Marek Podraza.
Robert Tracz korzystając z tego, że część dzieci przebywa na kolonii, a innymi zajmują się jego rodzice - od świtu do nocy - pracuje na budowie. Z pomocą przyszedł mu m.in. wójt Wierzchosławic, który podsyła mu do pomocy ludzi do pracy. Po przebudowie dom będzie bardziej przestronny i wyższy. Na poddaszu znajdą się dwa pokoje - osobne dla chłopców i dziewczynek oraz łazienka.
Pospolite ruszenie dla Traczów
Dzięki zaangażowaniu Marka Podrazy - na przebudowę domu Traczów udało się do tej pory zdobyć kilkanaście tysięcy złotych w gotówce oraz materiały budowlane warte ponad 30 tysięcy złotych. Na ten cel zorganizowane zostały również dwa festyny charytatywne - w Radłowie oraz w Wierzchosławicach. Pomoc deklaruje ponadto Fundacja Fabryki Marzeń.
Pomoc wciąż jest potrzebna
Do tej pory udało się m.in. wzmocnić fundamenty oraz wykonać nową konstrukcję dachu domu, dzięki czemu na poddaszu przybyło miejsca. Budynek zostanie pokryty blachodachówką. Aby dokończyć roboty przy dachu potrzebny jest jeszcze tzw. system nakrokwiowego ocieplenia.
- Będziemy bardzo wdzięczni jeśli ktoś zechce wesprzeć nas w ten sposób - mówi Marek Podraza. Mile widziane są również meble i wyposażenie pokoi.
ZOBACZ KONIECZNIE:
FLESZ: Powstanie polskie TGV? W 3 godziny z Gdańska do Krakowa
Źródło: vivi24