Po zejściu na dolny poziom MOCAK-u witają mnie... dwie gęsi. Kasia i Kuba. Chodzą sobie po wybiegu, gęgają, przyglądają się, jak techniczni pracownicy muzeum nalewają wody do ich brodzika. Mają tu trawę i wybieg ze słomy. Już umościły sobie gniazdko. Nawet dwa jajka można w nim podejrzeć.
Gęsi chodzą sobie po terenie zielonym znajdującym się w sercu budynku. Dotychczas, trzeba przyznać, kiepsko wykorzystywanym. Artyści tu wystawiający raczej się z nim nie mierzyli albo po prostu polegli w konfrontacji.
A my gęsi zobaczyć możemy z wnętrza muzeum, przez przeszklone ściany. Dotychczas ta niewidzialna bariera raczej artystom przeszkadzała. Ale Piotr Lutyński, od dawna zderzający w galeriach sztuczność z naturalnością, świetnie ją wykorzystał. To skracanie dystansu między przyrodą i cywilizacją, między człowiekiem i jego otoczeniem. Artyści od wieków podglądali naturę, by przenosić ją na płótno, oddać jej kształty w drewnie, brązie czy kamieniu. Lutyński namawia do bezpośredniego kontaktu. Zresztą ciekawie wypada jego wystawa jako całość. Bo "Terytorium" to nie dwie gąski na zielonym wybiegu. W pseudopokoju (najlepsza dotąd aranżacja mocakowej Galerii Alfa, jaką widziałem) natkniemy się na masywne meble, co rusz wyglądają skądś rogi jelenie - wystają z wanny, wetknięte są w szafę, wiszą nad krzesłem. To dopiero sztuczność.
Niewidzialna granica szkła nagle robi się wyraźna. Ale to też małe naigrawanie się z polskich gustów. Obraz "Jeleń na rykowisku" dla wielu takich mieszczańskich wnętrz jest "artystyczną" kropką na końcu zdania "W Polsce rządzi kicz". Musi się z tymi gustami mierzyć także artysta (stąd szafka malarza, wyniesiona z jego pracowni, stojąca w kącie?).
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+