Trudno mówić o wielkim zaskoczeniu, bo faworyt pierwszego z piątkowych półfinałów (w drugim Iga Świątek i Amerykanka Bethanie Mattek-Sands zagrają z Rumunką Iriną-Camelią Begu i Argentynką Nadią Podoroską). Krejcikova i Siniakova to w tegorocznym French Open para rozstawiona z numerem drugim. Doświadczona i utytułowana, bo grają razem od dawna i wygrały już min. Roland Garros i Wimbledon (oba w 2018 roku).
Na ich tle Linette i Pera (dla których to dopiero drugi rozgrywany razem turniej) były absolutnymi debiutantkami, bo żadna z nich nie zaszła do tej pory w Wielkim Szlemie dalej, niż do trzeciej rundy. - Grałam już przeciwko nim i byłyśmy wówczas bardzo blisko wygranej [w 2020 roku w Ostrawie, w parze ze Szwajcarką Jil Teichmann - red.]. Będzie to niesamowicie trudne zadanie, ale awans jest do zrobienia - zapowiadała Polka. Można było również mieć nadzieję, że Krejcikova, która w czwartek awansowała do finału singla, będzie zmęczona [w meczu z Greczynką Marią Sakkari spędziła na korcie ponad trzy godziny], albo wręcz potraktuje ulgowo debla.
Nic takiego jednak nie nastąpiło, a o tym jak trudne zadanie czeka naszą tenisistkę i jej partnerkę pokazał już pierwszy gem, przegrany przy serwisie właśnie Linette. Polka i Amerykanka nie grały źle, a chwilami prezentowały się nawet lepiej od swoich rywalek (zwłaszcza od zdecydowanie najsłabszej na korcie Siniakovej). Dobrze poruszały się po korcie i miały swoje szanse, a w pewnym momencie (po smeczu Pery) Krejcikova musiała nawet posunąć się do oszustwa i pokazała sędzi nie ten ślad po piłce. Zamiast 2:3 zrobiło się w efekcie 1:4.
Ostatecznie poznanianka i jej partnerka zdołały wygrać w pierwszym secie tylko jednego gema. Bardziej wyrównany był drugi, w kluczowych momentach górą brało jednak większe deblowe doświadczenie i ogranie Czeszek, dla których będzie to już czwarty wielkoszlemowy finał. Dla Linette i Pery półfinał to i tak życiowy sukces (patrz wyżej) i nadzieja na kolejne dobre wspólne występy.
Roland Garros na żywo na antenach Eurosportu i w Eurosport Playerze
