Do tragicznego zdarzenia doszło 30 grudnia 2008 r. na leśnym parkingu nad zalewem Skowronek pod Alwernią. Tam znaleziono Adama T. z Okleśnej. Stróżów prawa wezwała mieszkanka Poręby, Marzena K. Oficerowi dyżurnemu podała, że przypadkowo znalazła martwego, zakrwawionego mężczyznę. Potem okazało się, że to ona sama pozbawiła go życia, podczas przesłuchania przyznała się do zabójstwa.
- Uderzyłam Adama drewnianym kołkiem, gdy zaczął się do mnie dobierać - twierdziła drobna, szczupła, niepozorna dziewczyna. Mężczyzna miał obrażenia głowy, rany potylicy, czoła, pęknięcie kości twarzy. Z ustaleń wynikało, że kobieta uderzyła go co najmniej dwa razy, a potem kopała. I chociaż dziewczyna podawała, że tylko się broniła przed agresywnymi zalotami, to prokuratura postawiła jej zarzut zabójstwa. Tym bardziej że u dziewczyny nie stwierdzono żadnych obrażeń. Bólu po śmierci syna nie kryła Stefania T., mieszkająca w Okleśnej matka zabitego.
- To dobry chłopak, ostatnio chorował, zawsze spokojny i nikomu niewchodzący w paradę - 75-letnia kobieta wyciera łzy. Znajomi mężczyzny też wyrażali się o nim bardzo dobrze. - Żył z renty, bo dopadła go choroba, zawsze życzliwy, nie pił alkoholu, spokojny - potwierdza Wacław Ślusarczyk. Ludzie w Porębie mówią, że Marzena nie pracowała, lubiła zaglądać do kieliszka i utrzymywała się z renty dziadków, którzy żyją biednie, w starym, drewnianym domku. Marzena K. początkowo nie trafiła do aresztu, nie zgodził się na to chrzanowski sąd, ale na taką decyzję zażaliła się prokuratura. Skutecznie. Teraz kobieta przebywa cały czas za kratkami.
Przed krakowskim sądem oskarżona przyznała się do czynu, ale nie do zabójstwa. Tłumaczyła, że działała w obronie koniecznej i zadała dwa uderzenia w głowę pokrzywdzonego, gdy on próbował ją dotykać
- Wina Marzeny K. nie budzi wątpliwości, ale sąd zmienił kwalifikację prawną na pobicie ze skutkiem śmiertelnym- podkreślała w uzasadnieniu wyroku sędzia Aleksandra Almert. Za okoliczność łagodzącą przyjęto, że oskarżona pierwsza zadzwoniła po pomoc, potem na policję, starała się ratować pobitego Adama T. - I są na to konkretne dowody w postaci bilingów telefonicznych - zauważyła sędzia.