Problemy z nocną i świąteczną dostępnością okulistów nasi Czytelnicy zgłaszają systematycznie od kilku lat. Ostatnio interweniowała w tej sprawie mama 10-letniego Kacpra, która w sobotni wieczór szukała pomocy dla chłopca.
- Syn zatarł czymś oko. Przestraszyliśmy się, bo bardzo brzydko to wyglądało, zmętniała i nabrzmiała rogówka, mocno spuchnięte były obie powieki, a wszystkie telefony do prywatnych gabinetów okulistycznych oczywiście milczały - opowiada zbulwersowana mieszkanka Nowego Sącza. - Dopiero życzliwa aptekarka doradziła przemyć oko i jechać do Krakowa.
Mama Kacpra na własne ryzyko zdecydowała się zastosować, prócz kropli, maść do oczu z antybiotykiem, którą przepisano jej niedawno przy zapaleniu spojówek. - Nie powinnam tego robić bez konsultacji z lekarzem, ale bałam się, że zanim dojedziemy do Krakowa, to może być znacznie gorzej z okiem syna. Na szczęście pomogło. Obrzęk i zmętnienie rogówki zaczęły ustępować.
Dyrektor Artur Puszko mówi, że w przypadkach niewymagających skomplikowanych zabiegów z użyciem okulistycznego sprzętu powinni udzielić pomocy lekarze na szpitalnej izbie przyjęć. Chodzi m.in. o przemycie podrażnionego oka czy usunięcie niewielkiego ciała obcego, jak na przykład opiłek. - Wiem jednak, że niechętnie podejmują się takich interwencji. Jedynym wyjściem z tej kłopotliwej sytuacji jest uruchomienie oddziału - zaznaczył.
Artur Czernecki, przewodniczący rady miasta Nowego Sącza, zna problem z własnego doświadczenia. - Teść miał w oku opiłek i objechaliśmy z nim pięć gabinetów w mieście, próżno szukając czynnego - wspomina.
Za błąd uznaje to, że przy prywatyzacji miejskich przychodni władze miasta nie zastrzegły, aby w takich placówkach zapewniono nocne i świąteczne dyżury okulistów. - Przecież kilka przychodni mogłyby się takimi dyżurami podzielić - dodaje przewodniczący Czernecki.