Pierwszy pielgrzym przyleciał na lotnisko w Balicach już 16 lipca, jednak to wczoraj stolica Małopolski wypełniła się obcokrajowcami. Jak podaje portal media.pope2016.com, najczęściej pielgrzymi przylatują do Krakowa z Włoch, Hiszpanii i Francji. Z okazji ŚDM lotnisko zaplanowało około 200 dodatkowych lotów.
Tłumy pielgrzymów z całego świata od rana przewijały się też przez krakowski Dworzec Główny. Część zakwateruje się w Krakowie, inni są tu tylko przejazdem w drodze do miejsc, gdzie mają zagwarantowane noclegi.
- Właśnie przyjechaliśmy, jeszcze nie wiemy, gdzie jedziemy dalej - mówią dziewczyny z grupy Filipińczyków. Okazuje się, że jadą w stronę Tarnowa.
ŚDM. Cały świat zjeżdża do Krakowa!
Powitania
- Polska i Polacy są super. Kochamy was! - mówi rozradowany Matias z Argentyny. Ma 28 lat, a to już jego piąte ŚDM. Na Dni Młodzieży do Polski przyleciało ok. 7 tys. jego rodaków. On i jego 30-osobowa grupa mają mieć nocleg w Zatorze. Matias i jego przyjaciele bardzo chwalą polskie jedzenie. - Jedliśmy już kiełbasę i pierogi. Są pyszne - mówi z uśmiechem.
Argentyńczycy nie zapominają też o duchowym aspekcie uroczystości. - Byliśmy w Rio de Janeiro, tam poczuliśmy miłość Boga. Do Polski przylecieliśmy, bo to ziemia św. Jana Pawła II, a dla nas to bardzo ważne - stwierdza.
W Krakowie nocować będą też mieszkańcy bardzo odległych państw. Po długiej podróży w poniedziałek w Krakowie wylądowali przedstawiciele Trynidadu i Tobago. Wśród nich jest 19-letni Avery Herbert. Jak mówi, chce podzielić się miłością do Boga z innymi.
Pielgrzymi, którzy opuszczali dworzec przed starym budynkiem dworcowym, odbierali pakiety pielgrzyma. Kolejka była ogromna. Rozradowana młodzież umilała sobie czas, rzucając frisbee.
Wielkim powodzeniem cieszyła się scena ustawiona na placu Jana Nowaka-Jeziorańskiego, gdzie odbywały się koncerty. W rytm skocznej latynoskiej muzyki tańczyły zakonnice i młodzież zgromadzona przed sceną.
Około godz. 13 nie było już tam jednak tańczących pielgrzymów natomiast kolejka do starego budynku Dworca Głównego mocno się wydłużyła. Wydawanie pakietów pielgrzyma szło wolno, młodzież z wielu krajów świata koczowała na ławkach i trawnikach, czekając aż ich reprezentanci zdobędą pudła z przewodnikami, śpiewnikami, plecakami i innym wyposażeniem pielgrzyma.
Nikt jednak się nie uskarżał. Powiewały flagi Francji, Wielkiej Brytanii, Kanady, USA, Białorusi. Przeważały jednak żółte kolory koszulek i flagi Brazylii. Furorę robiła grupa z Tanzanii, w której kobiety miały małe flagi swojego kraju wpięte we fryzury. Tanzańczycy fotografowali się w przechodniami. Co chwilę słychać było religijne śpiewy w różnych językach.
Dużo pielgrzymów przechodziło przez podziemną część dworca i Małopolski Dworzec Autobusowy. Tramwajami i autobusami rozjeżdżali się do domów rodzin, które ich ugoszczą, parafii i miejsc w szkołach lub obozowiskach. Ludzi było sporo, ale nie powodowało to większych utrudnień. Gdy na przystanku w tunelu pod Galerią Krakowską gromadziło się zbyt dużo pasażerów, natychmiast podsyłano dodatkowy tramwaj. Nad bezpieczeństwem czuwały patrole policji i żandarmerii wojskowej.
Pożegnania
Kraków witał młodych pielgrzymów, a inne miasta ich żegnały. - Będziemy tęsknić za Tarnowem, szczególnie za mieszkańcami. To mili i gościnni ludzie - mówili Kongijczycy, opuszczając miasto. Mieszkańcy Afryki mocno zżyli się zarówno z wolontariuszami, jak i tarnowskimi rodzinami, u których mieszkali.
- Moja mamuśka! - podkreślała Roseline Biyousi, pokazując na Renatę Foryś-Szczepanik, która pod swój dach przyjęła 32-latkę wraz z jej koleżanką Nicolettą. - To były cudowne chwile - wspomina tarnowianka. - Chciałam, żeby dziewczyny poczuły się u mnie jak w domu. Wspólnie jadłyśmy posiłki i modliłyśmy się w dwóch językach - dodaje.
Wielu mieszkańców, u których gościli Kongijczycy, zdecydowało się także odprowadzić ich na miejsce odjazdu. Kiedy tuż przed godziną 12 pielgrzymi zaczęli wsiadać do autokaru, uściskom nie było końca. Pojawiły się także łzy.
- Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć i pokażemy je naszym znajomym z Kongo. Wasze miasto jest piękne i ma wyjątkowy klimat. Chcielibyśmy tu wrócić w przyszłości - podkreśla Kimpouni Madhy Daach.
Łzy polały się też w Nowym Sączu. Najpierw była msza św. o godz. 10, wzajemne podziękowania. Później obiad w rodzinach i odjazd o godz. 14. - Podobno we Francji mało jada się kaszy, dlatego dziś na obiad przygotowałam tradycyjny polski krupnik - mówi Magdalena Hobler, która przyjęła pod swój dach dwie dziewczyny z Nantes.
Marzena i Janina - tak polska rodzina państwa Dulników nazywała Marjolaine Guilbaud i Jeanne de Massol, dziewiętnastolatki, które u nich zamieszkały. - Tutaj było cudownie, ale jedziemy do Krakowa spotkać się z papieżem - mówi Jeanne i dodaje: - Będziemy prosić Boga o pokój na świecie, bo żyjemy w bardzo trudnych czasach.
Między dziećmi państwa Dulników a pielgrzymami wywiązała się nić przyjaźni. - Wymieniliśmy się adresami, e-mailami, na pewno będziemy utrzymywać kontakt - mówi Jeanne.
Współp.: buń, pog, sk, koma.
">