Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siatkówka. Sorry, ale taki mamy klimat i KPS Kęty wycofał się z I ligi [ZDJĘCIA]

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Ten zespół sportowo utrzymał się w I lidze siatkarzy, ale przegrał ze znieczulicą lokalnego środowiska.
Ten zespół sportowo utrzymał się w I lidze siatkarzy, ale przegrał ze znieczulicą lokalnego środowiska. Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z MARKIEM BŁASIAKIEM, prezesem kęckiej siatkówki, która właśnie definitywnie straciła seniorów w I lidze męskiej

- Decyzja o wycofaniu seniorów z I ligi siatkarzy była chyba jedną najtrudniejszych w Pana przygodzie ze sportem...
- Do końca robiliśmy wszystko, żeby ocalić seniorską siatkówkę, ale pewnych spraw nie byliśmy w stanie przeskoczyć, stąd taka bolesna dla nas decyzja. Szkoda, że trzeba było ją podjąć, bo przecież organizacyjnie obroniliśmy się na zapleczu ekstraklasy. Uważam, że napisaliśmy piękną kartę nie tylko w historii naszego zaledwie 15-letniego klubu, ale także i miasta. Przecież w sprawozdaniach i opisach meczu nie mówiło się o Błasiaku, tylko promowało miasto. Wydaje mi się, że w przeszłości wielu pokoleniom mieszkańców nie śniło się, że możemy występować na zapleczu ekstraklasy. Spędziliśmy w niej cztery lata. Dwa lata były na drugoligowych parkietach. Zorganizowaliśmy finał mistrzostw Polski kadetów. W juniorami zajęliśmy szóste miejsce w kraju. Tego nie zabierze nam nikt, ale to już jednak rozdział zamknięty.

- Nie myślał Pan o jeszcze większych oszczędnościach i juniorami uzupełnionymi o czterech, może pięciu zawodników z zewnątrz na seniorskim dorobku, podjąć jeszcze jedno wyzwanie, żeby dorobek wielu lat nie poszedł na marne?

- Musielibyśmy mieć zagwarantowane środki. Na dzisiaj ich po prostu nie mamy. Zaplecze ekstraklasy to profesjonalna liga. Trzeba mieć na przejazdy, hotele, bo niejednokrotnie trzeba było jechać na mecz dzień wcześniej, a u siebie opłacić ochronę itp. W poprzednim sezonie wiele razy na dalekie wyprawy jechaliśmy w dniu meczu. Z kolei blisko jeździliśmy własnymi samochodami, żeby ciąć koszty. Chyba nie tak powinien funkcjonować pierwszoligowy klub.

- A dotacja z miasta? Przecież na drugie półrocze pozostało klubowi do podjęcia 75 tys. zł...
- Nie spełniliśmy warunków, żeby móc je otrzymać.

- Może Pan powiedzieć nieco jaśniej?
Po prostu nie utworzyliśmy sportowej spółki, a takie wymogi stawiało przed nami miasto. Takie warunki były postawione jeszcze w poprzednim sezonie, kiedy straciliśmy strategicznego sponsora. Pierwszym krokiem było oddzielenie seniorskiej siatkówki od młodzieżowej. Utworzyliśmy nowy klub dla seniorów, czyli KPS i - z perspektywy czasu - grania pod takim szyldem przez sezon można tylko zapytać, czy coś zmieniło się na lepsze? Nic. Myśleliśmy, że miasto może odstąpi od wcześniejszych postanowień. Tak się jednak nie stało. Proszę mi wierzyć, że powołanie sportowej spółki przy śmiesznie nikim budżecie, jakim dysponowaliśmy, nie ma najmniejszego sensu. Poza tym, na zapleczu ekstraklasy żaden klub nie jest spółką, bo krajowa centrala nie stawia takich wymogów. Wreszcie, jeśli ktoś śledził ostatnie igrzyska w Rio, to przecież wielu zawodników reprezentowało tam uczniowskie kluby. Model szkolenia zależy przecież tylko od klubowego statutu. W Kęczaninie szkolimy młodzież, ale seniorskie grupy także możemy prowadzić. Zarząd klubu jednogłośnie zdecydował, że nie będziemy tworzyć spółki, bo to byłaby tylko sztuka dla sztuki.

- Ale skoro taki był wymóg miasta, to może warto było wznieść się ponad podziały, żeby nie obrócić siatkówki w kupę gruzów?
- Odpowiem inaczej na to pytanie. To przecież miasto mogło utworzyć spółkę, wykupując w niej udziały i wtedy miałoby w niej decydujący głos. Mogłoby wymienić nawet cały sztab trenerski, jeśli uznałoby to za stosowne. Byliśmy gotowi na takie rozwiązanie. Spółki miejskie nie są w sporcie niczym nowym. W Oświęcimiu dzięki miastu przetrwał hokej, bo wykupiło udziały w spółce sportowej. W niewielkiej Trzebini po awansie piłkarzy do trzeciej ligi, czyli czwartego szczebla rozgrywkowego w kraju, burmistrz na każdym kroku spieszy działaczom z pomocą. U nas wymyśla się tylko obostrzenia i stawia coraz więcej warunków do podjęcia pieniędzy. Wydaje mi się, że miasto powinno nakręcać pozytywny klimat dla siatkówki, zwłaszcza, że przy okazji meczów mistrzowskich odbywało się wiele akcji prospołecznych. Były pokazy taneczne grup szkolnych, czy prowadzono różne akcje charytatywne. Ale cóż, można tylko powiedzieć, sorry, ale Kętach taki mamy klimat, a nie inny.

- Czy to nie wygląda trochę tak, że odpowiedzialność za rozpad seniorskiej siatkówki przerzuca Pan na samorząd?
- Absolutnie. Mam świadomość tego, że każdy urząd ma prawo do kształtowania swojej polityki sportowej. Przyjmujemy to do wiadomości i nie zamierzamy się z nikim „kopać” ani się też na nikogo obrażać. To, co czujemy po rozpadzie seniorskiej siatkówki jest naszą prywatną sprawą. Można przyjąć warunki drugiej strony albo też nie. My nie zdecydowaliśmy się na funkcjonowanie w takim układzie. Nie wydaje mi się, żeby podniesienie wsparcia dla seniorów miało zachwiać budżetem gminy. Na zapleczu ekstraklasy są wielkie budżety, ale nigdy do nich nie zamierzałem się równać. Podam przykład Ostrołęki, czyli ligowego średniaka, którą ograliśmy w barażach o utrzymanie. Tam miasto wydaje 450 tys. zł na seniorów. Klub ma dwóch wiodących sponsorów i jakoś solidnie funkcjonował. U nas o wsparciu z gminy na poziomie Ostrołęki moglibyśmy tylko pomarzyć, a pewnie takie byłoby fundamentem dla pierwszego zespołu. W innych miastach wydają ciężkie pieniądze na szkoleniowców, sprowadzanie zawodników i przez wiele lat nie mogą się dobić na zaplecze ekstraklasy. My mieliśmy wszystko, a nie będziemy mieli nic. Być może potrzeba będzie pokoleń, żeby kiedyś znowu trafić na siatkarskie salony. Miejsca w I lidze nikt nie daje w prezencie. Trzeba je sobie wywalczyć.

- Jakie są plany na nadchodzący sezon?
- Wystartujemy Kęczaninem w III lidze męskiej, czyli w Małopolsce. Zgłosimy też drużyny młodzieżowe do rozgrywek. Wraz z jedną ze spółek skarbu państwa chcemy realizować projekt dla młodzieży z udziałem naszych olimpijczyków, czyli Piotra Gruszki i Mateusza Miki. Właśnie młodzieżą się bronimy jako klub. Nie ukrywam, że chcemy też, aby rodzice więcej angażowali się w młodzieżową siatkówkę.

- Powiedział Pan, że zaczynacie współpracę z jedną ze spółek skarbu państwa. Czy jej szefowie, widząc, że Kęty siatkówką stoją, nie zechcieliby od stycznia wesprzeć seniorów? Może za wcześnie podjęta została decyzja o wycofaniu ich z I ligi?
- O ewentualne wsparcie moglibyśmy się ubiegać dopiero od stycznia. A za co przetrwać do końca roku? Jak już mówiłem, na dzisiaj środki od sponsorów są niewielkie, a pieniędzy z miasta nie jesteśmy w stanie podjąć. Poza tym, dla kogo mamy robić seniorską siatkówkę, skoro zawsze jesteśmy postrzegani jako ci najgorsi. Ktoś zapyta, dlaczego nie odsprzedaliśmy miejsca w I lidze. Odpowiem, bo nie było chętnych. Rok temu mieliśmy kilka ofert odkupienia od nas miejsca, ale wtedy zdecydowaliśmy się walczyć. Teraz może i dobrze się stało, że nikt nie kupił od nas miejsca w I lidze, bo znowu byłoby gadanie, że Błasiak i jego koledzy się obłowili. Mamy jakieś pomysły na pracę z młodzieżą, przynajmniej do czerwca.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska