Warunkiem było zatrudnienie dodatkowych pracowników. W zamian przedsiębiorcom obiecano obniżenie podatku od nieruchomości. Wójt Aureliusz Kania nie ukrywa, że szczególnie liczył na firmy z branży drzewiarskiej, z których wiele działa w tzw. szarej strefie.
Niektóre nie są w ogóle zarejestrowane. Bystra Sidzina w powiecie suskim to prawdziwe zagłębie przemysłu drzewnego. Prawie na każdej bramie wisi reklama firmy wytwarzającej boazerie, karnisze czy meble z drewna. Jest ich łącznie ok. 200. Tajemnicą Poliszynela jest, że większość zakładów zatrudnia ludzi na czarno, bez odprowadzania składek ZUS i podatków.
Jak mówi wójt o swoim pomyśle, postanowił wyciągnąć do przedsiębiorców pomocną dłoń.
- Chodziło mi o to, żeby zaczęło się zatrudniać ludzi "na biało", czyli opłacając ubezpieczenie - przekonuje Aureliusz Kania. - Warunek był jeden, co najmniej roczne zatrudnienie. Dla większych firm to na pewno jest opłacalne. Jednak z pomysłu skorzystało niewiele.
Dlaczego? Sprawdziliśmy na jakich zasadach funkcjonuje ulga podatkowa w Bystrej Sidzinie. Jeżeli firma zatrudni od 2 do 4 pracowników, mogłaby liczyć na 20-procentową ulgę w podatkach. Właściciele firm, u których pracę znalazłoby ponad 10 pracowników, mogli dostać nawet 50-procentową podatkową abolicję.
Propozycja wydawać by się mogła atrakcyjna, ale patrząc na liczbę firm, które zdecydowały się skorzystać z propozycji gminy, przedsiębiorcy nie są nią zainteresowani. Właściciele zakładów w Sidzinie są bowiem przekonani, że zmniejszenie podatków, nie jest w stanie zrekompensować im wydatków, które pochłania zatrudnienie nowego pracownika. Niewielu też o uchwale rady gminy wie.
- Przyznam się szczerze, że nawet nie słyszałem o takiej akcji - mówi anonimowo właściciel zakładu drzewnego. - Mam zatrudnionego jednego pracownika i to na umowę-zlecenie. To, co zyskałbym ma tej uldze podatku od nieruchomości, w żaden sposób nie zrekompensowałoby mi nawet w części wydatków na ZUS.
Poza tym stolarze nie mają jakoś zaufania do wójta. Jeden z przedstawicieli zakładów drzewiarskich przypomina akcję wójta, w której rozpoczął on weryfikowanie miejsc składowania desek, aby gmina mogła naliczyć wyższe podatki za te tereny.
- Wójt tutaj chce obniżać podatki, a za chwilę wysyła nam urzędników z aparatami fotograficznymi, którzy szukają placów, gdzie składujemy drewno, aby i te tereny podciągnąć pod wyższe podatki - odpowiadają przedsiębiorcy. Do dziś policjanci i prokuratura prowadzą w tej sprawie postępowanie o przekroczenie uprawnień przez Kanię. Samą formę kontroli pracowników Urzędu Gminy nawet wojewoda uznał za niezgodną z prawem.
