W miniony piątek rano na oczach handlujących służby miejskie zamontowały na zatoczce ulicy Krzywej wzdłuż placu targowego przed przejściem dla pieszych słupki ograniczające.
Nie pomogły dyskusje handlujących z pracownikami i przekonywanie, że w tym miejscu wcześnie rano, nie przeszkadzając nikomu, zatrzymują swoje samochody, by rozładować towar.
- To przecież zawsze kilkadziesiąt skrzynek z ziemniakami, pomidorami, marchewką, kalafiorami, buraczkami. W sumie w najbardziej pracowitych miesiącach nawet kilka ton towaru, który trzeba rozładować, a potem resztę na koniec dnia znów spakować do samochodu - mówi Wojciech Broda, który do Gorlic dwa razy w tygodniu z ekologicznymi warzywami przyjeżdża z okolic Pacanowa.
Każde kolejne dziesięć metrów odległości, z której trzeba przenieść towar, czuje w rękach.
- Przyjeżdżamy bardzo wcześnie, by ci, którzy pracują, mogli sobie zrobić zakupy już nawet przed godziną 6. Wtedy nie ma tutaj nawet samochodów zbierających odpady z terenu miasta, więc nikomu nie przeszkadzamy. Po rozładunku i tak każdy bus stąd odjeżdża - mówi nasz rozmówca.
Nie o sprzedających, a o kupujących chodzi
Z ratusza wiemy jednak, że nie o handlarzy poszło w zagradzaniu dostępu do wspomnianej już zatoczki.
- Zgodnie z prawem o ruchu drogowym, zabrania się zatrzymywania jakichkolwiek pojazdów dziesięć metrów przed przejściem dla pieszych. Liczyliśmy, że kierowcy przepisy znają i że będą się do nich stosować, ale myliliśmy się - mówi Barbara Serafin, podinspektor w Wydziale Inwestycji i Utrzymania Dróg Urzędu Miejskiego w Gorlicach. - Bariery powstały, bo kierowcy coraz zuchwalej łamią ten przepis, zatrzymując swoje auta nawet na samym przejściu dla pieszych - dodaje.
W razie potrzeby straż pożarna tędy nie przejedzie
Co więcej, urzędniczka tłumaczy, że jednocześnie w tym miejscu, zresztą zgodnie z zamontowanym oznakowaniem, na dostępnej nadal części zatoczki obowiązuje parkowanie równoległe, a kierowcy parkują tutaj ukośnie - utrudniając przejazd ulicą Krzywą i wjazd do pobliskiego prywatnego garażu. Jej zdaniem nie ma mowy, by przy tak zaparkowanych autach, trasę udało się pokonać samochodom Empolu, które wywożą z miasta odpady, nie wspominając już o nagłej konieczności dojazdu służb ratunkowych.
Zapory są, ale kierowcy je lekceważą
- Do tej pory straż miejska po prostu upominała przez te wszystkie lata parkujących niezgodnie z prawem, czasem nakładała mandaty, ale kierowcy tak się rozzuchwalili, że innego sposobu na utrzymanie przejezdności tej drogi, a tym samym zapewnienia bezpieczeństwa, po prostu nie ma - dodaje Barbara Serafin.
Zarówno urzędnicy, jak i kontrolujący to miejsce strażnicy miejscy mówią, że nie ma takiej mocy sprawczej w Gorlicach, która miałaby wpływ na zmianę ustawy o ruchu drogowym. Do przepisów trzeba się zwyczajnie dostosować.
Argumenty handlujących nie pomogły, zapory stanęły, a jak sprawdziliśmy w miniony wtorek, urzędnikom nie udało się uzyskać oczekiwanych efektów. Handlujący stracili co najmniej trzy miejsca do rozładunku towaru, a gorliczanie, jak parkowali w tym miejscu, tak parkują.
Tomasz Miarecki na Dworzysku wiosną handluje flancami warzyw, potem kwiatami, a teraz głównie pomidorami z własnej uprawy, którą prowadzi w Szymbarku.
- Będziemy więc dźwigać swój towar i nosić go z aut zaparkowanych kilkanaście metrów dalej. Przykre to wszystko, bo przecież każdy z nas płaci placowe, by mieć godne warunki do pracy - mówi Miarecki.
