Grubasa z wywrotowej amerykańskiej kreskówki, który nie potrafi zjeść zupy nie plamiąc koszuli,
a do sprzątania ma stosunek jednoznacznie negatywny? Pewnie, że znacie. To ten facet obok was.
Spójrzmy prawdzie w oczy. My, posiadacze chromosomów XY, nie jesteśmy bytami, które
- upraszczając temat - lubią jeździć na szmacie.
Rzecz nie w genach, kształcie półkul mózgowych, ale w kulturze, która od kołyski izoluje nas
od pozornie kobiecych czynności. Uczymy się, że przeznaczona jest nam nie miotła, tylko browar przed telewizorem. Było nie było, wychowuje nas jakiś inny Homer.
Poziom Simpsona w każdym z nas jest oczywiście zróżnicowany. U siebie oceniam go na 50 procent.
Z jednej strony po każdym posiłku strzepuję z brzucha, rzecz jasna na podłogę, okruszki i nie przeszkadza mi życie wśród stosów porozrzucanych rzeczy (ciągle jestem przekonany, że zdrowy mężczyzna, jeśli tylko nie jest generałem Wojska Polskiego, nie powinien patrzeć z uśmiechem
na ubrania złożone w kostkę).
Z drugiej gotuję, robię zakupy, myję okna i - od wielkiego dzwonu - piorę. O, może jestem Homerem XXI wieku?
Chłopaki, pracujmy nad sobą, ale nie martwmy się, kiedy druga połowa powie nam: "Ty Simpsonie!". Dziś to nie ujma.
Wprawdzie Homer wywołuje mimowolnie globalne kataklizmy (przed jednym z nich przewertował Pismo Święte i krzyknął: "Boże, przecież tu nie ma żadnych odpowiedzi!"), ale pamiętajcie, że nawet on nie nawarzyłby tyle piwa, ile nasz rząd do spółki z prezydentem.
Choć naturalnie chętnie by je wypił. A gdyby był polskim obywatelem i miał ocenić brukselskie jasełka, zacytowałby zapewne sam siebie:
"Na co dzień się nie modlę, ale jeśli rzeczywiście istniejesz, to uratuj nas, Supermenie". Uwielbiam gościa. Homer Simpson na prezydenta! I premiera!