Jak wyjaśniają urzędnicy, jest to skutek ich mozolnych starań, dzięki którym miasto stało się pępkiem świata, kulturalnym centrum globu, Mekką znanych artystów, do której z własnej woli chce pielgrzymować nawet - wow! - Mariah Carey.
Nie wierzycie? Szkoda. Bo było tak: Mariah dowiaduje się na ploteczkach u koleżanki, że Celine Dion była zachwycona występem w małej wiosce (zaledwie niecały milion mieszkańców) w środkowej Europie.
Wprawdzie na koncert przyszło dwa razy mniej ludzi niż zapowiadano, a ona sama idąc na scenę zapadła się po pas w błocie, ale i tak było "so magic".
Mariah chwyta więc telefon i dzwoni do swojego agenta. - Chcę śpiewać na Błoniach albo w Walcowni
- żąda wokalistka. Menedżer natychmiast kręci do Krakowa. - Dear sir, urzędniku krakowski, wielka Mariah pragnie zaszczycić was wizytą. Kiedy możemy przyjechać?
Urzędnik zerka w kalendarz.
- Kiepska sprawa. Mamy teraz potworne obłożenie gwiazd. Niemal codziennie występuje inna. Choć mógłbym wcisnąć pannę Carey na festiwal zupy albo pierogów. Może zaśpiewałaby coś w stylu: "Pierogi ruskie i z borówkami, uwielbiam was pasjami". Is it OK, sir?
- Of course. Bezzwłocznie idę zatrudnić najlepszych tekściarzy i kompozytorów. Mariah będzie zachwycona - odpowiada z entuzjazmem agent. Teksty i muzyka się piszą, pierogi lepią, urzędnicy
i urzędniczki wypinają piersi po ordery.
A ja z nadzieją wertuję gazetę. Skoro roi się u nas od gwiazd, to w ten weekend człowiek będzie musiał chyba wybierać między Stones'ami, Madonną, a Eminemem.
Czytam, czytam i czytam, ale wielkich nazwisk ani słychu, ani widu. Aż wreszcie... jest! Bomba
z zagranicy!
W Krakowie wystąpią "mistrzowie militarnego rocka ze Szwecji - zespół Sabaton", który wydał płytę "opartą koncepcyjnie na starochińskim instruktażu militarnym".
Chłopaki śpiewają o II wojnie światowej. Może nawet grają na pepeszach?