Kto zna Kamilę Lićwinko dłużej, ten w Londynie przyznaje, że dawno nie widział jej tak spokojnej. Kto wie - może to klucz do medalu.
Na dużych imprezach na otwartym stadionie rekordzistce Polski zawsze czegoś brakuje. W 2011 r. - gdy mistrzostwa świata odbywały się w koreańskim Daegu - ona zmagała się z kontuzją. Na igrzyska w 2012 r. nie pojechała, rok później była siódma na MŚ w Moskwie. Gdy dwa lata później w Pekinie wyrównała własny rekord Polski (1,99), to wystarczyło tylko do czwartego miejsca. Wreszcie Rio 2016 - 1,93 i dziewiąte miejsce. Jest co prawda halową mistrzynią świata (Sopot 2014), ale medal na Stadionie Olimpijskim w Londynie byłby czymś wyjątkowym.
Po eliminacjach, gdzie wykonała trzy skoki i wszystkie trzy zaliczyła (1,92), widać było, że jest spokojna i pewna siebie.
- To były dla mnie naprawdę dobre kwalifikacje. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Może dzięki temu podejdę do finału ze spokojniejszą głową - mówiła Lićwinko w czwartek. - Dobrze, że piątek mam wolny, ale nie zmęczyłam się bardzo. Oddałam sześć skoków - trzy próbne, trzy w konkursie. Ekonomicznie. Jest dobrze i mam nadzieję, że tak dobrze będzie w sobotę - dodawała.
ZOBACZ TAKŻE:
Ramil Guliyev mistrzem świata na 200 m [ZDJĘCIA]. W sprincie zaczyna się bezkrólewie?
Lićwinko stwierdziła, że „emocje zeszły z niej wieczorem dzień przed eliminacjami”. - Nigdy tak dobrze się nie czułam, a mam się czuć coraz lepiej. Michał [Michał Lićwinko, mąż, a zarazem trener naszej zawodniczki - JG] celował tak, żeby najlepsza forma przyszła w sobotę. Liczę na to, że w finale będzie tak samo luźno i spokojnie - mówiła Polka z uśmiechem.
Lićwinko: Nie myślę o medalach i rywalkach. Chcę rozegrać swój konkurs
Lićwinko za wszelką cenę ucieka od rozmów o medalach czy rywalkach. - Nie chcę o tym myśleć, nakładać sobie presję. Chcę rozegrać swój konkurs: tylko ja, rozbieg, poprzeczka i zeskok - kończy.
Kto może zagrozić Polce podczas sobotniego finału (godz. 20.05)? Faworytką jest występująca pod neutralną flagą Rosjanka Marija Lasickene, zdecydowana liderka w tym sezonie. W czwartek 1,92 w pierwszej próbie zaliczyły też młoda Ukrainka Julia Lewczenko, Amerykanka Inika McPherson i Brytyjka Katarina Johnson-Thompson, która ma już za sobą start... w sedmioboju. Ulubienica miejscowej publiczności jest rekordzistką Wielkiej Brytanii w skoku wzwyż (1,97).
fot. Andrzej Banaś
Bednarek bez finału
Więcej z pewnością spodziewaliśmy się po Sylwestrze Bednarku. Polak to halowy mistrz Europy z Belgradu, ma w tym roku piąty wynik na świecie (2,32), ale niestety nie zobaczymy go w niedzielnym finale.
Inna sprawa, że minimum kwalifikacyjne było dość wygórowane (2,31), a rywale skakali wysoko. Żeby znaleźć się w decydującej rozgrywce, trzeba było skoczyć minimum 2,29, a Polak przeleciał nad poprzeczką zawieszoną o trzy centymetry niżej.
Faworytem konkursu będzie rewelacyjny Katarczyk Mutaz Essa Barshim, który w tym roku skakał już 2,38.