Dobrze zgadujecie, w tle jest tragedia w Minneapolis i jej dalsze konsekwencje, które rozpoczęły proces rewizji amerykańskiej historii. Być może nie wyjdzie on poza symboliczne korekty, ale - to już przesądzone - świat sportu dotknie na pewno. Tutaj przy tworzeniu nazw i znaków towarowych garściami czerpano z kultury rdzennej amerykańskiej ludności - bo Indianinem w Ameryce Północnej już nikogo się nazywa. Redskins, występujący pod tą nazwą od 1932 roku, nie są jedynymi którzy te motywy wykorzystywali. W kolejce do zmiany, choć niektórzy jeszcze się przed tym bronią, czekają hokeiści Chicago Blackhawks, baseballowe zespoły Cleveland Indians i Atlanta Braves (w tym przypadku chodzi o historyczne nawiązanie i klubowy symbol, którym jest tomahawk), inna ekipa futbolowa - Kansas City Chiefs (Wodzowie, logo wiadome) oraz kilka pomniejszych ekip.
To bardzo ciekawe zjawisko. U nas informacja o sytuacji Redskins - do zmiany przymuszonych faktem, że sklepy zaczęły wycofywać ich asortyment - wywołała przewidywalną reakcję. Tyradom o dyktacie politycznej poprawności nie ma końca. Warto jednak wiedzieć, że protesty w tej sprawie nie zaczęły się na fali wydarzeń po śmierci Georga’e Floyda. Rdzenni mieszkańcy poruszali ten temat od dekad, ale ich głos był całkowicie ignorowany. Protestowano nie tylko dlatego, że akurat Redskins to zwyczajnie obraźliwe dla nich określenie, to był także sprzeciw wobec trywializowania ich kultury. Jest wreszcie coś szalenie absurdalnego w tym, że z ofiar ludobójstwa, krwawej i koszmarnej historii zdobywania Dzikiego Zachodu, uczyniono maskotki sportowych klubów.
Jeśli więc można choć trochę naprostować historię, nawet poprzez sport, to nie jest to polityczna poprawność. To przyzwoitość.
