WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"
O tym, że Kazimierz Moskal jest postacią wyjątkową w historii Wisły, przekonywać nikogo nie trzeba. Były świetny piłkarz, trener, idol kibiców z ul. Reymonta dwukrotny mistrz Polski z „Białą Gwiazdą”, z którą zdobył jeszcze dwa razy Puchar Polski, Puchar Ligi i Superpuchar. A to tylko w barwach właśnie krakowskiego klubu, bo podobne laury zbierał przecież też w Lechu Poznań.
I temat przenosin do „Kolejorza” był jednym z wątków całego spotkania. A było ich poza tym całe mnóstwo. Od czasów wręcz dziecinnych i kulisów przejścia do Wisły, gdy macierzysta Gościbia Sułkowice długo nie chciała do Krakowa młodego Kazimierza puścić.
Były też anegdoty z kariery piłkarskiej w Wiśle. Tego pierwszego okresu, ale też drugiego, gdy krakowski klub był już prawdziwą potęgą w Polsce, a odnosił też sukcesy na międzynarodowej arenie z Kazimierzem Moskalem w składzie. Przy okazji wątku o tym ostatnim powrocie do Wisły w roli piłkarza, Moskal opowiedział pewną historię, której - jak sam przyznał - jeszcze nigdy nie zdradzał.
- Jesienią 1999 roku to była taki czas, że w Wiśle było wiele kontuzji, a Jurek Kowalik, który wcześniej prowadził mnie w Hutniku i przeniósł się na Reymonta, zaproponował, żebym przyszedł za nim - opowiadał Kazimierz Moskal. - Dla mnie to było kolejny raz spełnienie marzenia o grze w ukochanym klubie. Debiut przypadł na wyjazd do Chorzowa i mecz z Ruchem. Tak się jakoś złożyło, że dostałem w hotelu „jedynkę”. Miałem 32 lata, ale byłem podekscytowany faktem, że wróciłem do Wisły. Tak mocno, że wieczorem dzień przed meczem ubrałem w pokoju hotelowym koszulkę z białą gwiazdą, stanąłem przed lustrem, patrzyłem na siebie i nie mogłem uwierzyć, że znów mogę reprezentować barwy ukochanego klubu.
Spotkanie z Kazimierzem Moskalem trwało nieco ponad godzinę. Co warte wspomnienia, przyszedł na nie m.in. Antoni Szymanowski, o którym Moskal mówił, że byłe jednym z jego idoli zanim sam zaczął grać dla Wisły. Zapytany natomiast o najlepszego z najlepszych, z jakim miał do czynienia w Wiśle, Moskal bez wahania wskazał na nieżyjącego już niestety Andrzeja Iwana.
Wspomniana godzina minęła błyskawicznie, a gdyby to spotkanie trwało jeszcze trzy razy tyle, pewnie nie zabrakłoby historii, wspomnień, anegdotek. Choćby z europejskich pucharów. Moskal żartował np., że powinien był po niedawnym meczu ze Spartakiem Trnawa, wygranym w rzutach karnych powiedzieć do swoich piłkarzy to, co sam usłyszał z kolegami od ś.p. Oresta Lenczyka, po wyeliminowaniu Realu Saragossa. Brzmiałoby to mniej więcej tak, oczywiście z przymrużeniem oka: - I co wyście narobili…
Oczywiście przed i po spotkaniu nie zabrakło czasu na wspólne zdjęcia, autografy, a wzruszającym momentem był ten, kiedy do Kazimierza Moskala na koniec podeszła pewna kobieta i powiedziała od serca: - Dziękuję panie Kazimierzu za te wszystkie piękne wieczory, które ostatnio mogliśmy przeżywać w europejskich pucharach…
Środowe spotkanie poprowadzili Zdzisław Skupień i Dariusz Zastawny ze Stowarzyszenia Historia Wisły. Następne spotkanie w ramach projektu „Wiślacy już przyszli i czytają” zaplanowano na 23 października. Gościem będzie tym razem Arkadiusz Głowacki.
