33-letni Kamil B. był strażnikiem miejskim w latach 2004-2009. Uchodził za sumiennego, wzorowego funkcjonariusza. Był wielokrotnie nagradzany za dobrą pracę kwotami rzędu 500 zł. Nie było na niego żadnych skarg. Na celowniku śledczych znalazł się przez przypadek, gdy badano sprawę korupcji innego strażnika. Kamil B. jeździł z nim w patrolu, więc sprawdzono, czy i on nie brał łapówek. Ustalono listę osób, które kontrolował, i trzy z nich przyznały, że wręczyły mężczyźnie pieniądze za odstąpienie od ukarania mandatem za złe parkowanie. Pierwszy przypadek miał miejsce w listopadzie 2007 r., drugi w styczniu 2008 r., a trzeci w styczniu 2009 r. Kamil B. miał dwa razy przyjąć po 50 zł, raz 100 zł. W notatnikach służbowych odkryto adnotacje, że były takie kontrole, ale zakończyły się pouczeniami kierowców.
Gdy sprawa wyszła na jaw, Kamil B. już nie pracował w straży, ale w policji. Dlatego sprawę przejął policyjny wydział spraw wewnętrznych i prokuratura. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Z jego relacji wynikało, że od dzieciństwa marzył o pracy w służbach mundurowych. Kilka lat spędził u rodziny w USA i nawet tam składał podania o przyjęcie do pracy w policji. Po powrocie do Polski został strażnikiem miejskim.
- To co mi zarzucono, jest dla mnie hańbiące. Nie brałem łapówek, choć czasami miałem propozycje przyjęcia nawet 4 tys. zł - opowiadał przed sądem. Potwierdzał to kolega z patrolu, z którym Kamil B. pracował półtora roku w Nowej Hucie. Sugerował ponadto, że świadkowie, składając obciążające strażnika zeznania, prawdopodobnie się kierowali niechęcią do Straży Miejskiej.
Kamil B. przytoczył dwa argumenty na poparcie swojej tezy, że nie musiał brać łapówek. Po pierwsze - za dobrą pracę dostawał wysokie premie. Po drugie - nie miał kłopotów finansowych, był majętny. Od rodziny w tamtym okresie otrzymał ponad 100 tys. zł darowizny oraz mieszkanie, które sprzedał za kolejnych 150 tys. zł. Miał też dwa dobre motory i auto, które legalnie sprowadził ze Stanów. - Byłoby nieracjonalne, gdybym brał łapówki - przekonywał sąd.
Prokurator chciał dla Kamila B. kary łącznej 16 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata, 1000 zł grzywny i przepadku korzyści z przestępstwa. Obrona wnosiła o uniewinnienie.
Sąd po analizie dowodów uznał, że strażnik pieniądze wziął i przypomniał, że "sprawcy przestępstw nie zawsze postępują racjonalnie". Uznał jednak przyjęcie w sumie 200 zł na przestrzeni trzech lat nienagannej służby Kamila B., za zdarzenia incydentalne Wziął też pod uwagę młody wiek mężczyzny, jego niekaralność, bardzo dobry przebieg służby, także w policji, i fakt, że wzięcie pieniędzy nie było związane z motywacją uzyskania korzyści majątkowej. Takie rozstrzygnięcie sądu powoduje, że
Kamil B. może dalej pracować w policji i ma czystą kartę. Pod warunkiem, że przez najbliższe dwa lata nie dopuści się podobnego czynu. Wtedy postępowanie w sprawie 200 zł łapówek zostanie odwieszone.
Imię i inicjał mężczyzny zostały zmienione.
Policja uderza w środowisko kiboli
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!