Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strzelanina w Koszycach Małych

Redakcja
Sierżant Grynowicz nie był zadowolony, gdy o pierwszej w nocy zapukał do jego drzwi miejski stróż i przekazał, że policjant musi natychmiast stawić się w pełnym uzbrojeniu na posterunku. Było zimno i padał deszcz, a na domiar złego musiał iść na piechotę, bo nie przysłano dorożki.

Na posterunku okazało się, że natychmiast ma udać się w pogoń za bandytami, którzy ogołocili biuro dzierżawców propinacyjnych, zabierając ze sobą stalową kasę wertheimowską wypełnioną w środku gotówką.

Policjanci natychmiast udali się w pościg. Skierowali się w stronę Koszyc Małych. Świadkowie widzieli bowiem pędzącą tam dorożkę i wóz wyładowany beczkami. Ślad zaprowadził stróżów prawa pod rafinerię Aschera Schwanewelda. Na dowody zbrodni nie trzeba było długo czekać, bo gdy tylko policjanci zjawili się pod rafinerią, wybiegł im naprzeciw syn Aschera, Salomon, i oddał w ich kierunku kilka strzałów z rewolweru, po czym schował się w zabudowaniach.

Grynowicz próbował nawiązać z młodym Schwaneweldem kontakt słowny, ale ten odparł, że kasy z pieniędzmi nie odda, bo mu ojciec surowo zabronił, czym przyznał się, kto dokonał napadu. Grynowicz postanowił udać się do budynku rafinerii i tam porozmawiać z synem bandyty, ale gdy tylko tam wszedł, został dotkliwie pobity przez domowników, a następnie wyrzucony w stanie nieprzytomności przez okno.

Drugi policjant natychmiast wysłał po pomoc i czuwał, aby nikt nie uciekł. Po jakimś czasie do Koszyc przybyło kilku żandarmów i dwóch policjantów. Otoczyli dom i zaczęli ostrzeliwać się z bandziorami. Po długiej walce aresztowano Aschera Szwanewelda, jego syna Salomona i kilku pomocników. Jak później ustalono, napad miał przebieg iście powieściowy. Około północy ktoś zapukał do drzwi kamienicy, w której mieściło się biuro propinacyjne i mieszkanie stróża, niejakiego Lamota. Gdy Lamot zobaczył kilku mężczyzn ubranych w długie płaszcze, z rewolwerami zatkniętymi za pasy, skapitulował natychmiast i zaprowadził bandytów do pomieszczeń kasy.

Tam napastnicy porozbijali biurka i zabrali wszystkie dokumenty, a następnie wykuli ze ściany stalową kasę pancerną. By zmylić patrole policyjne, bandyci podjechali pod miejsce napadu wozem wyładowanym beczkami, następnie wtaczali owe beczki do środka i po wypełnieniu ich łupami ładowali z powrotem na wóz. W ten sposób zmylili stróża i patrol.

Po dotarciu do Koszyc Ascher Schwaneweld ukrył kasę w swoim domu i postawił na straży syna, a sam udał się do miejscowej karczmy, by tam przeczekać pościg. Rodzinny interes Schwaneweldów okazał się zwykłym przykryciem, pod którym dokonywała się co rusz zbrodnia napadów, gwałtów i grabieży. W trakcie śledztwa bandyci nie chcieli odpowiadać na pytania i kpili ze śledczych. W końcu zostali zamknięci w więzieniu, by tam, jak się wyraził prokurator, "skruszeć i nabrać pokory wobec prawa". Skradzionych pieniędzy nie znaleziono, bowiem Schwaneweldowie nie ujawnili miejsca ich ukrycia. Nie wiadomo dlaczego, ale bandyci zostali zwolnieni z więzienia po kilku tygodniach na mocy specjalnej uchwały Rady Miejskiej.

(za "Pogoń" - zbiory MBP)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska