W ubiegłą niedzielę życie Bronisławy Nalepka było poważnie zagrożone. Wszystko przez intensywne opady śniegu, po których okolice domu 72-latki zostały odcięte od prądu. Problem w tym, że kobieta od trzech lat zmaga się z przewlekłą obturacyjną chorobą płuc. Stale jest podłączona do koncentratora tlenu, który pomaga jej w oddychaniu i praktycznie utrzymuje przy życiu. Gdy zabrakło prądu, urządzenie przestało działać.
Dawniej koncentrator pomagał kobiecie oddychać po kilkanaście godzin dziennie. Choroba pani Bronisławy jednak stale postępuje i maszyna obecnie musi dostarczać jej powietrze ze zwiększoną zawartością tlenu przez 24 godziny na dobę. - Minęło ledwo kilka minut od chwili, kiedy światło zgasło i urządzenie przestało pracować, a mama zrobiła się sina i zaczęła się dusić - opowiada Katarzyna Siemek, córka 72-latki.
Pierwszy telefon bliscy chorej kobiety wykonali do zakładu energetycznego, aby zgłosić awarię i dowiedzieć się, ile czasu może zająć jej usunięcie. Gdy usłyszeli, że może potrwać to nawet kilka godzin, zaczęli gorączkowo zastanawiać się nad tym, co robić, aby pomóc duszącej się coraz bardziej kobiecie. Wybór padł na straż pożarną i numer alarmowy 998.
Ksiądz Grzegorz Sroka od trzech lat jest wikarym w Szynwałdzie i strażakiem-ochotnikiem w miejscowej OSP. Gdy usłyszał dźwięk syreny na pobliskiej remizie, przygotowywał się akurat do wyjazdu na mszę św. w kaplicy filialnej w Świniogórze (przysiółek Szynwałdu, w którym mieszka pani Bronisława).
- Byłem u tej pani kilka razy z Komunią świętą przy okazji pierwszych piątków, dlatego mogłem szybko poprowadzić kolegów ze straży dokładnie pod jej dom. Dzięki temu nie musieli błądzić w trudno dostępnym, górzystym terenie, który w tym dniu dodatkowo był cały przysypany śniegiem - mówi ks. Sroka.
Ochotnicy chwycili ważący 100 kilogramów agregat prądotwórczy i zanieśli do oddalonego od głównej drogi o ponad 100 metrów domu, w którym trwała walka z czasem o to, aby utrzymać panią Bronisławę przytomną i nie dopuścić do zatrzymania u niej krążenia. To prowadziłoby do pewnej śmierci.
- Błyskawicznie odpaliliśmy agregat na zewnątrz budynku i dociągnęliśmy przedłużacz do środka, do którego podłączono koncentrator. Wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy urządzenie zaczęło pracować - relacjonuje Bartosz Stańczyk, kierowca a jednocześnie dowódca podczas tej niecodziennej akcji.
Agregat pracował non-stop przez blisko trzy godziny. Do czasu, aż energetycy poradzili sobie z awarią i przywrócili na stałe dostawy prądu do Świniogóry. - Dzięki nim żyję. Jestem im wdzięczna, że przyjechali na pomoc - mówi pani Bronisława.
Agregaty służą na co dzień strażakom do zasilania urządzeń, które wykorzystują podczas akcji w terenie - oświetlenia lub pomp zasilanych energią elektryczną. - Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby w wyjątkowych sytuacjach, wykorzystać je tak jak w Szynwałdzie - mówi Tadeusz Sitko, komendant miejski PSP w Tarnowie.