FLESZ - Żłobki tylko dla dzieci zaszczepionych. Od stycznia nowe regulacje
W grudniową niedzielę pani Barbara dostała krwotoku z nosa. Ponieważ nie dało się go zatamować domowymi sposobami, interweniowało pogotowie ratunkowe. Kobietę przewieziono na Szpitalny Oddział Ratunkowy szpitala im. św. Łukasza w Tarnowie. Tam pacjentce założono tamponadę i polecono zgłosić się do jej usunięcia dwa dni później.
W wyznaczonym terminie 75-latka wraz z córką pojechały do szpitala i zgłosiły się na SOR. - Wydawało nam się, że załatwimy to od ręki, ponieważ prawie rok temu mama miała dokładnie taką samą sytuację i nie było żadnego problemu z usunięciem tamponady - opowiada Joanna Sajdak.
Tym razem jednak z SOR kobiety odesłano do przyszpitalnej poradni laryngologicznej. Tarnowianka musiała pożyczyć wózek inwalidzki, żeby jej mamie łatwiej było poruszać się po labiryncie korytarzy. - Jest schorowana więc bardzo ciężko jej samej chodzić - tłumaczy.
Kiedy w końcu dotarły do poradni, tam również odesłano je z kwitkiem. - Usłyszałyśmy, że lekarz jest chory i trzeba udać się na oddział laryngologiczny - mówi pani Joanna.
Na oddziale przedstawiły całą sytuację, ale po raz kolejny odmówiono im pomocy. - Lekarz powiedział, że jest tyle przychodni laryngologicznych w Tarnowie, że możemy sobie wybrać którą chcemy, a on tego nie zrobi i trzasnął mi drzwiami przed nosem - relacjonuje Joanna Sajdak.
Kobiety pojechały więc do Zespołu Przychodni Specjalistycznych w Tarnowie, największej tego typu placówki w mieście. - Tam też nas nie przyjęto, nawet prywatnie. Usłyszałyśmy, że nie ma miejsc – mówią. Tamponady udało się w końcu pozbyć dopiero w prywatnej przychodni Alergo-Med, w ramach płatnej wizyty.
- Strasznie się czułam, kiedy cały czas odsyłali mnie kwitkiem. Tymczasem ściągnięcie tamponady zajmuje tylko kilka minut – podkreśla Barbara Kuta.
- Nie mogę zrozumieć dlaczego mamę potraktowano w taki sposób. Przecież regularnie płaci składki zdrowotne – kręci głową jej córka.
Rzecznik szpitala im. św. Łukasza w Tarnowie tłumaczy, że pacjenci, którzy wychodzą z SOR-u i dostają skierowanie, nie muszą tutaj wracać.
- Kierujemy ich do poradni, ale jest to dowolna poradnia, niekoniecznie ta w naszym szpitalu. Wszystko zresztą jest napisane na skierowaniu - twierdzi Damian Mika. Dodaje, że faktycznie tego dnia poradnia w szpitalu św. Łukasza nie świadczyła usług, ponieważ lekarz był chory.
Dlaczego medyk na oddziale odmówił pomocy? - Tam przebywają pacjenci, którzy leżą. Nie świadczy się porad na oddziale dla pacjentów poradni - kwituje.
