Czytaj też: Tarnów: za serią włamań do samochodów stali nieletni
Tego zdarzenia nie zgłosił u przełożonych, uważając, że sprawa jest zbyt błaha. To był błąd brzemienny w skutki.
W 2007 r. Lewicki poczuł się źle. Zrobił badania okresowe, a lekarz medycyny pracy, który je obejrzał, stwierdził, że nie dopuści go do dalszej służby. Tarnowianin rozpoczął wędrówkę po lekarzach, wykonał badania. Wreszcie usłyszał diagnozę: wirusowe zapalenie wątroby typu C. - Nawet wtedy nie przejąłem się. Żółtaczka - przecież to da się wyleczyć - wspomina.
Ale okazało się, że ta żółtaczka jest nieuleczalna. Pan Artur trafił do szpitala w Dąbrowie Tarnowskiej, na oddział zakaźny. Przeprowadzono szczegółowe badania, które wykazały, że u niego poziom wirusa HCV wynosi 38 milionów cząsteczek we krwi, podczas, gdy średnia ilość w przypadku tego typu zakażeń wynosi 2-4 miliony cząsteczek. Jego wątroba była martwa, lekarze dawali mu kilka miesięcy życia.
W dąbrowskim szpitalu, pod opieką doktora Zbigniewa Martyki, przeszedł 48-tygodniową kurację. - Wymagało to wielkiej determinacji, czułem się bardzo źle, potrzebna była pomoc psychologa. Ale dzięki pomocy lekarzy i ogromnemu wsparciu rodziny, a przede wszystkim żony, która pilnowała mnie na każdym kroku, udało się zwalczyć wirusa. Niestety, badania wykonane pół roku później wykazały, że znów się odrodził i jego poziom nadal wzrasta - mówi Artur Lewicki.
Na zrefundowanie przez Narodowy Fundusz Zdrowia drugiej tego typu kuracji nie może już liczyć. Pozostaje mu opłacenie kosztownego leczenia. Szuka możliwości za granicą, nawiązał kontakty ze specjalistycznymi ośrodkami na Ukrainie, w Szwajcarii i Niemczech.
Nadziei upatruje w klinice we Lwowie, która ma bardzo dobre wyniki, a po zapoznaniu się z historią choroby pana Artura jej szef daje mu 90 procent szans na wyleczenie. - Tam stosuje się lek, który u nas jest w fazie badań klinicznych. Uważany jest on za bardzo skuteczny - podkreśla policjant. - Wierzę, że jeśli raz udało mi się zwalczyć wirusa, to uda się i po raz drugi. Ten właśnie dodatkowy lek ma za zadanie zapewnić, że wirus nie utrzyma się w szpiku kostnym, jak to miało miejsce podczas pierwszej kuracji.
Policja: Nie zostawiliśmy Artura
- Pan Artur ma wysoką rentę, komendant podniósł jego dodatek do wysokości, jaką otrzymują policjanci po kilkudziesięciu latach służby, skorzystał z dwóch zapomóg, także koledzy zorganizowali dla niego zbiórkę pieniędzy - wymienia Olga Żabińska. Zaznacza również, że radiowozy są wyposażone w odpowiedni sprzęt, natomiast są sytuacje, w których nie zawsze da się go użyć. - Kiedy policjant rzuca się w pościg za podejrzanym, często nie ma czasu nakładać rękawiczek - dodaje rzeczniczka. - Niestety nie zgłosił tego wypadku od razu, a o wszelkich takich zdarzeniach powinno się informować przełożonych bezzwłocznie.
Wybieramy Ludzi Roku 2011. Zobacz listę kandydatów i oddaj głos!
Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i weź udział w plebiscycie
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!