
Trener bijący prezesa tacą w łeb
Najpierw była mowa o metalowej tacy, potem podkładce na dokumenty, a stanęło na „plastikowej kuwecie na dokumenty”. Ostatecznie właśnie ona ma być „narzędziem zbrodni”, czyli przedmiotem, którym w prezesa drugoligowego Motoru Lublin Pawła Tomczyka rzucił zatrudniony przez niego trener Goncalo Feio. Brzmi absurdalnie, a to dopiero początek!
Sympatyczny na pozór Portugalczyk ma opinię człowieka wybuchowego i konfliktowego, ale takich akcji, jakie zafundował w Motorze, nie spodziewał się chyba nikt. Najpierw publiczne szpilki wbijane w prezesa, wyzwiska pod adresem pracowników - a zwłaszcza rzecznik prasowej klubu Pauliny Maciążek - aż w końcu spowodowanie uszczerbku na zdrowiu u Tomczyka. Kiedy stanął w obronie Maciążek, dostał od Portugalczyka wspomnianą kuwetą tak mocno, że zalał się krwią, a łuk brwiowy trzeba było szyć. Feio po tej akcji spakował się i wyjechał z Lublina w bliżej nie znanym kierunku. Później w oświadczeniu wydanym przez klub przeczytaliśmy, że Feio zarzucał Tomczykowi bycie pod wpływem alkoholu, ale to wykluczyły badania, jakie przeszedł w szpitalu. Czyżby Portugalczyk był spalony na dobre?
Ależ gdzie tam! Kilkadziesiąt godzin później konferencję prasową zwołuje właściciel klubu Zbigniew Jakubas, obok niego siedzi Feio, a opinia publiczna dowiaduje się, że Motor się rozstaje, owszem, ale z prezesem, a nie z trenerem! Polska piłka w pigułce.